Strona:Edgar Allan Poe - Kruk. Wybór poezyi.djvu/50: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{pk|ze|tknąć}} się musi z czerwonym pierścieniem Saturna.
{{pk|ze|tknąć}} się musi z czerwonym pierścieniem Saturna. Szczególniejszy ten nastrój nieba wywierał, jak się zdaje, potężny wpływ nietylko na materyalny glob ziemski, ale i na stan dusz, umysłów i na kierunek myśli ludzkich.<br />
Szczególniejszy ten nastrój nieba wywierał, jak sięzdaje, potężny wpływ nietylko na materyalny glob ziemski, ale i na stan dusz, umysłów i na kierunek myśli ludzkich.<br />
{{tab}}Pewnej nocy znajdowało się nas siedmiu w jednej z komnat wytwornego pałacu wznoszącego się w posępnem mieście Ptolemais. Siedzieliśmy przy nalanych czarach, wypełnionych po brzegi purpurowem winem Chios. Do komnaty naszej prowadziło jedno tylko wejście przez wysokie spiżowe drzwi bardzo pięknie ukształtowane i wyrzeźbione, przez artystycznego rękodzielnika {{Rozstrzelony|Korinos}}a. Drzwi te były prawdziwem arcydziełem, a zamykały się od wewnątrz. Ściany i okna melancholijnej tej komnaty przysłonięte były czarnemi draperyami, przez które dojrzeć nie było można gwiazd złowróżbnych ani bladego księżyca ani też posępnych śmiercią wyludnionych ulic. Mimo to nie mogliśmy wygnać z pomiędzy siebie wspomnienia i przeczucia wiszącej nad nami klęski. Było coś dokoła i obok nas, z czego nie umiem zdać jasno sprawy, cośmy jednak dokładnie odczuwali. Rzeczy materyalne i abstrakcyjne, jako to: ciężkość atmosfery, duszność i niepokój tłoczący, a przedewszystkiem ów stan przykry i niemal groźny, w jaki wpadają ludzie nerwowi w chwilach gdy zmysły ich ostro podniecone działają z całą siłą żywotną, podczas kiedy władze ich umysłowe pozostają w stanie
{{tab}}Pewnej nocy znajdowało się nas siedmiu w jednej z komnat wytwornego pałacu wznoszącego się w posępnem mieście Ptolemais. Siedzieliśmy przy nalanych czarach, wypełnionych po brzegi purpurowem winem Chios. Do komnaty naszej prowadziło jedno tylko wejście przez wysokie spiżowe drzwi bardzo pięknie ukształtowane i wyrzeźbione, przez artystycznego rękodzielnika {{Rozstrzelony|Korinos}}a. Drzwi te były prawdziwem arcydziełem, a zamykały się od wewnątrz. Ściany i okna melancholijnej tej komnaty przysłonięte były czarnemi draperyami, przez które dojrzeć nie było można gwiazd złowróżbnych ani bladego księżyca ani też posępnych śmiercią wyludnionych ulic. Mimo to nie mogliśmy wygnać z pomiędzy siebie wspomnienia i przeczucia wiszącej nad nami klęski. Było coś dokoła i obok nas, z czego nie umiem zdać jasno sprawy, cośmy jednak dokładnie odczuwali. Rzeczy materyalne i abstrakcyjne, jako to: ciężkość atmosfery, duszność i niepokój tłoczący, a przedewszystkiem ów stan przykry i niemal groźny, w jaki wpadają ludzie nerwowi w chwilach gdy zmysły ich ostro podniecone działają z całą siłą żywotną, podczas kiedy władze ich umysłowe pozostają w stanie