Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/277: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
N
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{tab}}— Więc mówmy ogólnosłowiańskim językiem — zaśmiał się Kroat — kiedy nie możemy sobie inaczej poradzić.<br />
{{tab}}— Więc mówmy ogólnosłowiańskim językiem — zaśmiał się Kroat — kiedy nie możemy sobie inaczej poradzić.<br>
{{tab}}Rozmawialiśmy z sobą po niemiecku.<br />
{{tab}}Rozmawialiśmy z sobą po niemiecku.<br>
{{tab}}Mimo gwary obcej, rozwinęła się ożywiona dysputa. Kroat, Dalmata i Serb malowali stosunki swoich krajów, wypytując mnie o położenie nasze.
{{tab}}Mimo gwary obcej, rozwinęła się ożywiona dysputa. Kroat, Dalmata i Serb malowali stosunki swoich krajów, wypytując mnie o położenie nasze. Najgłośniej i najczęściej odzywał się Kroat, najrzadziej ociężalszy Serb, ale i tego zajmował każdy szczegół. Po godzinie byliśmy, jak członkowie jednej rodziny, którzy się po wielu latach gdzieś przypadkiem spotkali.<br>
{{tab}}A w rogu przy oknie ruszał się niecierpliwie piąty podróżny, ów pękaty jegomość w szarym płaszczu. Chciał spać, ale rosnący z każdym kwadransem gwar płoszył oczywiście sen z jego powiek. Przewracał się z boku, na bok, mruczał coś pod nosem, kilka razy spojrzał w naszą stronę gniewnie, nie śmiał jednak poprosić o milczenie. Zanadto wojowniczo wyglądał Kroat z głową orlika.<br>
Najgłośniej i najczęściej odzywał się Kroat, najrzadziej ociężalszy Serb, ale i tego zajmował każdy szczegół. Po godzinie byliśmy, jak członkowie jednej rodziny, którzy się po wielu latach gdzieś przypadkiem spotkali.<br />
{{tab}}— To Niemiec — rzucił Serb pogardliwie.<br>
{{tab}}A w rogu przy oknie ruszał się niecierpliwie piąty podróżny, ów pękaty jegomość w szarym płaszczu. Chciał spać, ale rosnący z każdym kwadransem gwar płoszył oczywiście sen z jego powiek. Przewracał się z boku, na bok, mruczał coś pod nosem, kilka razy spojrzał w naszą stronę gniewnie, nie śmiał jednak poprosić o milczenie. Zanadto wojowniczo wyglądał Kroat z głową orlika.<br />
{{tab}}Gdy pociąg stanął dłużej na jakiejś stacji, Niemiec zgarnął swoje manatki, a przywoławszy konduktora, zażądał... spokojniejszego wagonu.<br>
{{tab}}— To Niemiec — rzucił Serb pogardliwie.<br />
{{tab}}Mówił po czesku.<br>
{{tab}}Gdy pociąg stanął dłużej na jakiejś stacji, Niemiec zgarnął swoje manatki, a przywoławszy konduktora, zażądał... spokojniejszego wagonu.<br />
{{tab}}— Pobratymiec! — wołał za nim Kroat. — Wracaj, bracie, na gawędę do swoich.<br>
{{tab}}Mówił po czesku.<br />
{{tab}}Ale „swój“ uciekał, jak gdyby go kto ścigał. Gonił za nim tylko wesoły śmiech słowiański.<br>
{{tab}}— Pobratymiec! — wołał za nim Kroat. — Wracaj, bracie, na gawędę do swoich.<br />
{{tab}}— Wiecie co — odezwał się Kroat, gdy pociąg w dalszą ruszył drogę. — Kiedyśmy teraz sami w dobranem towarzystwie, swoi, zróbmy sobie uciechę.<br>
{{tab}}Ale „swój“ uciekał, jak gdyby go kto ścigał. Gonił za nim tylko wesoły śmiech słowiański.<br />
{{tab}}— No, no, a jaką? — pytaliśmy.<br>
{{tab}}— Wiecie co — odezwał się Kroat, gdy pociąg w dalszą ruszył drogę. — Kiedyśmy teraz sami w dobranem towarzystwie, swoi, zróbmy sobie uciechę.<br />
{{tab}}— Oto wiozę do Pragi, na wystawę rolniczą sześć wyborowych butelek z moich winnic. Wysączymy jedną!<br>
{{tab}}— No, no, a jaką? — pytaliśmy.<br />
{{tab}}— Brawo, bardzo dobrze, dawaj!<br>
{{tab}}— Oto wiozę do Pragi, na wystawę rolniczą sześć wyborowych butelek z moich winnic. Wysączymy jedną!<br />
{{tab}}Kroat wydobył zpod ławy złocony kosz, z którego wyglądało sześć mchem porosłych gąsiorków.<br>
{{tab}}— Brawo, bardzo dobrze, dawaj!<br />
{{tab}}Jeden z nich przechodził niebawem z rąk do rąk, a kiedy jego zawartość zmieszała się z naszą krwią, ożywiło się tempo rozmowy.<br>
{{tab}}Kroat wydobył zpod ławy złocony kosz, z którego wyglądało sześć mchem porosłych gąsiorków.<br />
{{tab}}— Dawaj drugą! — zawołał Dalmata. — Lepiej wypić szlachetny trunek w gronie przyjaciół, aniżeli wieść go na jakąś tam głupią wystawę.<br>
{{tab}}Jeden z nich przechodził niebawem z rąk do rąk, a kiedy jego zawartość zmieszała się z naszą krwią, ożywiło się tempo rozmowy.<br />
{{tab}}— Ma rację — potwierdził Serb.<br>
{{tab}}— Dawaj drugą! — zawołał Dalmata. — Lepiej wypić szlachetny trunek w gronie przyjaciół, aniżeli wieść go na jakąś tam głupią wystawę.<br />
{{tab}}Kiedy dojeżdżaliśmy do Złotej Pragi, wracała do kosza szósta butelka, ale próżna. Całowaliśmy się już wszyscy z dubeltówki.<br>
{{tab}}— Ma rację — potwierdził Serb.<br />
{{tab}}A mnie zdawało się, że zabłądziłem gdzieś do jakiegoś dworu polskiego starej daty, gdzie jeszcze ludzie miód i wino pijali, nie troszcząc się o jutro.<br><br>
{{tab}}Kiedy dojeżdżaliśmy do Złotej Pragi, wracała do kosza szósta butelka, ale próżna. Całowaliśmy się już wszyscy z dubeltówki.<br />
{{tab}}A mnie zdawało się, że zabłądziłem gdzieś do jakiegoś dworu polskiego starej daty, gdzie jeszcze ludzie miód i wino pijali, nie troszcząc się o jutro.<br /><br />
{{Numeracja stron|{{tab|50}}{{f*|w=85%|Warszawa.}}||''Teodor Jeske-Choiński.''{{tab|50}}}}
{{Numeracja stron|{{tab|50}}{{f*|w=85%|Warszawa.}}||''Teodor Jeske-Choiński.''{{tab|50}}}}
<br /><br />
<br><br>
[[Plik:Upominek - ozdobnik str. 265.png|150px|center]]
[[Plik:Upominek - ozdobnik str. 265.png|150px|center]]<br><br>
<br /><br />