Strona:Zakład Wychowawczy „Nasz Dom”.djvu/52: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{tab}}W dziewiątym miesiącu istnienia Rady — w skrzynce na kartki do gazetki — znalazła się kartka z napisem: „Do Rady Sądowej“.<ref>{{tab}}Do Rady Sądowej.<br />
{{tab}}W dziewiątym miesiącu istnienia Rady — w skrzynce na kartki do gazetki — znalazła się kartka z napisem: „Do Rady Sądowej“.<ref>{{tab}}Do Rady Sądowej.<br />
{{tab}}„Czy Rada by się zgodziła, żebym ja mógł trzy razy w odstępach nie częściej niż co cztery dni wyjść bez szóstek. Sprawa moja jest taka. Przed tygodniem mniej więcej siedziałem sobie w domu, a szóstki poszły do kąpieli. Pani Maryna mnie zawołała i zapytała się dlaczego siedzę w domu. Powiedziałem, że nie mam chęci iść. Zaczęliśmy rozmawiać o rysunkach. Pani M. pytała się, czy mam chęć rysować i dlaczego mało rysuję. Więc ja mało rysuję, bo w sobie nie mogę ułożyć, jest mi trudno rysować z pamięci, jak czego nie widziałem, ale już mniej więcej wiem, co złożyć, żeby wyszło dobrze. Jak idę z szóstką, to nie mogę się niczemu przyjrzeć, bo nie można psuć porządku w szóstkach, bo trzeba iść tam, gdzie wszyscy i albo się kąpać, albo do lasu, a już gdzieindziej nie można. A ja chciałbym tam chodzić, gdzie jest więcej zabudowania na wsi. Pani M. puściła mnie samego. Poszłem do bliskiego lasu. Chodziłem sobie, a jak wróciłem, to chłopcy pytali, gdzie ja byłem. Jak ja wracałem, to z początku szłem nieśmiało i myślałem, że powie który: „Wiktor wychodzi sobie osobno, a jak jabym albo inszy, toby się spojrzał na mnie tak hardo i możnaby zaraz poznać, czy ja nic złego nie robiłem. Więc nikt nie miał urazy i żalu ani do mnie, ani do p. Maryny. Jak pani M. rozmawiała z p. Doktorem, to p. Doktór powiedział, że na drugi raz to mogą mieć żal, że ja jestem wyjątek, jak pani M. inszym nie pozwoli. Więc zwracam się do Rady, że mnie potrzeba najmniej trzy przejścia się, żeby dla „Naszego Domu“ narysować taki duży obraz, jak zrobiłem dla panny Władzi. Za pierwszym albo za drugim razem zrobię szkic i może już będzie dobrze, A jak nie, to proszę jeszcze trzeci raz i wezmę się do roboty. Oprócz mnie w „Naszym Domu“ rysują także: Józio K., Kurkowski, Dębski, Koszewski i Gałązkówna. Ja nie wiem dobrze, jak. się im w głowie planuje, układa, ale myślę, że i oni mają prawo prosić Radę o to samo i nie wiem, czy pani M. pozwoli, żeby odrazu więcej niż jeden sam wychodził, żeby nie psuć porządku w szóstkach. I jeszcze jedno muszę powiedzieć: może ta próba się nie uda, może mój obraz nie będzie dobry, może nawet wcale nie zrobię, bo nie jestem bardzo obowiązkowy. Ale to obiecuję, że się {{roz*|postaram,}} że napewno dam taki widok”. Wiktor F. — dn. 5.VI 1921.</ref> Ta kartka o piśmie niewprawnem, najeżona ortograficznemi błędami, — epokowe zjawisko w dziejach naszej organizacji wewnętrznej. Obok spraw — &#32;
{{tab}}„Czy Rada by się zgodziła, żebym ja mógł trzy razy w odstępach nie częściej niż co cztery dni wyjść bez szóstek. Sprawa moja jest taka. Przed tygodniem mniej więcej siedziałem sobie w domu, a szóstki poszły do kąpieli. Pani Maryna mnie zawołała i zapytała się dlaczego siedzę w domu. Powiedziałem, że nie mam chęci iść. Zaczęliśmy rozmawiać o rysunkach. Pani M. pytała się, czy mam chęć rysować i dlaczego mało rysuję. Więc ja mało rysuję, bo w sobie nie mogę ułożyć, jest mi trudno rysować z pamięci, jak czego nie widziałem, ale już mniej więcej wiem, co złożyć, żeby wyszło dobrze. Jak idę z szóstką, to nie mogę się niczemu przyjrzeć, bo nie można psuć porządku w szóstkach, bo trzeba iść tam, gdzie wszyscy i albo się kąpać, albo do lasu, a już gdzieindziej nie można. A ja chciałbym tam chodzić, gdzie jest więcej zabudowania na wsi. Pani M. puściła mnie samego. Poszłem do bliskiego lasu. Chodziłem sobie, a jak wróciłem, to chłopcy pytali, gdzie ja byłem. Jak ja wracałem, to z początku szłem nieśmiało i myślałem, że powie który: „Wiktor wychodzi sobie osobno, a jak jabym albo inszy, toby się spojrzał na mnie tak hardo i możnaby zaraz poznać, czy ja nic złego nie robiłem. Więc nikt nie miał urazy i żalu ani do mnie, ani do p. Maryny. Jak pani M. rozmawiała z p. Doktorem, to p. Doktór powiedział, że na drugi raz to mogą mieć żal, że ja jestem wyjątek, jak pani M. inszym nie pozwoli. Więc zwracam się do Rady, że mnie potrzeba najmniej trzy przejścia się, żeby dla „Naszego Domu“ narysować taki duży obraz, jak zrobiłem dla panny Władzi. Za pierwszym albo za drugim razem zrobię szkic i może już będzie dobrze. A jak nie, to proszę jeszcze trzeci raz i wezmę się do roboty. Oprócz mnie w „Naszym Domu“ rysują także: Józio K., Kurkowski, Dębski, Koszewski i Gałązkówna. Ja nie wiem dobrze, jak się im w głowie planuje, układa, ale myślę, że i oni mają prawo prosić Radę o to samo i nie wiem, czy pani M. pozwoli, żeby odrazu więcej niż jeden sam wychodził, żeby nie psuć porządku w szóstkach. I jeszcze jedno muszę powiedzieć: może ta próba się nie uda, może mój obraz nie będzie dobry, może nawet wcale nie zrobię, bo nie jestem bardzo obowiązkowy. Ale to obiecuję, że się {{roz*|postaram,}} że napewno dam taki widok”. Wiktor F. — dn. 5.VI 1921.</ref> Ta kartka o piśmie niewprawnem, najeżona ortograficznemi błędami, — epokowe zjawisko w dziejach naszej organizacji wewnętrznej. Obok spraw — &#32;