Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/387: Różnice pomiędzy wersjami

Grobur (dyskusja | edycje)
(Brak różnic)

Wersja z 14:00, 25 cze 2018

Ta strona została przepisana.

Prawemu skrzydłu Rzymian zagrażały wozy perskie, ciągnione przez pasiaste cienkonogie zebry. Do osi były poprzyczepiane kosy cienkie a długie, które, obracając się ze straszną szybkością, od jednego zamachu odrzynały nogi koniom, głowy żołnierzom, przecinając ciała z taką łatwością, z jaką sierp żniwiarza kosi cienkie łodyżki kłosów.
Na schyłku dnia klibanaryusze osłabli, nie mogąc znieść dłużej rozpalonej zbroi.
Julian skierował na nich wszystkie siły.
Zachwiali się, zamieszanie powstało w ich szeregach. Z ust cesarza wyrwał się okrzyk tryumfu.
Rzucił się naprzód, ścigając uciekających, i nie zauważył, że wojsko pozostało w tyle. Kilkunastu tylko obrońców towarzyszyło cesarzowi, a w ich liczbie sędziwy wódz Wiktor. Starzec pomimo rany w ręce nie czuł bólu, nie opuszczał ani na chwilę cesarza, broniąc go przed śmiertelnymi ciosami i osłaniając swą długą tarczą. Wiedział wódz doświadczony, że zbliżać zbytnio do wojska w ucieczce równie jest niebezpiecznie, jak podchodzić do budynku, grożącego ruiną.
— Co czynisz, cesarzu? — wołał: — strzeż się! Weź moją kolczugę!
Julian, nie słuchając, pędził naprzód ze wzniesionemi rękoma, z piersią odsłonioną, jak gdyby sam, bez wojska, własną swą twarzą i straszliwymi ruchami rozpraszał niezliczonych wrogów. Wesoły uśmiech igrał mu na ustach; śród tumanu kurzu, wzbitego zapamiętałym galopem rumaka, błyszczał jego hełm beocki, a na wolę wiatru puszczone zwoje chlamidy wyglądały jak dwa szkarłatne skrzydła olbrzymie, unoszące cesarza wciąż dalej a dalej.