Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/388: Różnice pomiędzy wersjami

Grobur (dyskusja | edycje)
(Brak różnic)

Wersja z 14:02, 25 cze 2018

Ta strona została przepisana.

Przed nim pierzchał oddział Saracenów. Jeden z jeźdźców odwrócił się, poznał cesarza po stroju i wskazał go towarzyszom z okrzykiem gardlanym, przypominającym klekot, orła:
— Malek!.. Malek!.. Król!.. Król!..
Odwrócili się wszyscy i, nie wstrzymując koni, wskoczyli z nogami na siodła, całkiem biali w swych długich szatach, z dzidami wzniesionemi ponad głowy.
Cesarz ujrzał bronzową twarz rozbójnika. Było to dziecko prawie. Podbiegał do niego na wielbłądzie baktryańskim, u którego sierci chwiały się grudki zeschłego błota...
Wiktor tarczą swą odwrócił dwie dzidy saraceńskie, wymierzone na cesarza.
Wtedy zmierzył młodzieniec na swym wielbłądzie, i wzrok jego drapieżny błysnął, gdy szczerząc białe zęby, krzyczał radośnie:
— Malek! Malek!..
— Jaki on szczęśliwy! — pomyślał Julian. — A ja jeszcze...
Nie miał czasu dokończyć myśli, gdy dzida świsnęła, trafiła go w dłoń prawą, z której zdarła naskórek, ześliznęła się wzdłuż bioder i utkwiła powyżej wątroby. Julian sądził, że rana jest lekka, chwycił ostrze obosieczne, chcąc je wydobyć, i obciął sobie palce. Trysnęła krew. Julian krzyknął, zarzucił w tył głowę, utkwił oczy szeroko rozwarte w bladem niebie i spadł z konia w ramiona towarzyszów.
Wiktor podtrzymywał go ze czcią i miłością, a wargi mu drżały, gdy mętnem z żałości wejrzeniem spoglądał na zamykające się oczy władcy.
Nadjeżdżały spóźnione kohorty.