Strona:Zweig - Amok.pdf/141: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
porwać wraz z innymi, bo chciałem właśnie w tem zamięszaniu pozostać w pobliżu niej, z myślą, że może się nadarzy sposobność jakiegoś zdecydowanego spojrzenia, dotknięcia, lub jakiejś mimowolnej bezczelności, pchałem się wciąż wytrwale za nią pomiędzy wszystkimi spieszącymi się ludźmi. W tej samej chwili przepychał się jej małżonek właśnie na drugą stronę, chcąc zdobyć jakieś dobre miejsce na trybunie i naraz zderzyliśmy się z taką siłą, że jego słabo trzymający się kapelusz spadł mu z głowy, a karteczki rozsypały się szerokim łukiem i jak motyle — czerwone, niebieskie, żółte, białe — rozleciały się po ziemi. Przez chwilę patrzył na mnie osłupiały.<br>
porwać wraz z innymi, bo chciałem właśnie w tem zamięszaniu pozostać w pobliżu niej, z myślą, że może się nadarzy sposobność jakiegoś zdecydowanego spojrzenia, dotknięcia, lub jakiejś mimowolnej bezczelności, pchałem się wciąż wytrwale za nią pomiędzy wszystkimi spieszącymi się ludźmi. W tej samej chwili przepychał się jej małżonek właśnie na drugą stronę, chcąc zdobyć jakieś dobre miejsce na trybunie i naraz zderzyliśmy się z taką siłą, że jego słabo trzymający się kapelusz spadł mu z głowy, a karteczki rozsypały się szerokim łukiem i jak motyle — czerwone, niebieskie, żółte, białe — rozleciały się po ziemi. Przez chwilę patrzył na mnie osłupiały.<br>
{{tab}}W pierwszej chwili chciałem się wytłómaczyć, ale jakaś zła wola zamykała mi usta, patrzył na mnie: popatrzyłem na niego zimno z obrażającą prowokacją. Jego wzrok zatrzymał się na mnie przez sekundę niepewnie, pełen bojaźni i wściekłości, lecz załamał się tchórzliwie pod moim wzrokiem.<br>
{{tab}}W pierwszej chwili chciałem się wytłómaczyć, ale jakaś zła wola zamykała mi usta, patrzył na mnie: popatrzyłem na niego zimno z obrażającą prowokacją. Jego wzrok zatrzymał się na mnie przez sekundę niepewnie, pełen bojaźni i wściekłości, lecz załamał się tchórzliwie pod moim wzrokiem.<br>
{{tab}}Z niedającą się opisać trwogą popatrzył mi przez chwilę w oczy, potem odwrócił się, ale musiał sobie widocznie przypomnieć o karteczkach, {{kor|by|bo}} schylił się, żeby je pozbierać i podnieść wraz z kapeluszem. Żona jego usunęła się z pod jego ramienia i z nietajoną złością,
{{tab}}Z niedającą się opisać trwogą popatrzył mi przez chwilę w oczy, potem odwrócił się, ale musiał sobie widocznie przypomnieć o karteczkach, {{kor|by|bo}} schylił się, żeby je pozbierać i podnieść wraz z kapeluszem. Żona jego usunęła się z pod jego ramienia i z nietajoną złością, cała czerwona ze wzburzenia spojrzała na mnie; widziałem nie bez satysfakcji, że byłaby mnie najchętniej zbiła. Ale nie ruszałem się z miejsca, zimny i obojętny patrzyłem z uśmiechem, jak jej tęgi małżonek zginał się zdyszany i pełzał u moich nóg, żeby pozbierać karteczki, lecz nie starałem się mu dopomóc. Przy schylaniu się kołnierz odstawał mu, jak pióra {{pp|podskuba|nej}}
cała czerwona ze wzburzenia spojrzała na mnie; widziałem nie bez satysfakcji, że byłaby mnie najchętniej zbiła. Ale nie ruszałem się z miejsca, zimny i obojętny patrzyłem z uśmiechem, jak jej tęgi małżonek zginał się zdyszany i pełzał u moich nóg, żeby pozbierać karteczki, lecz nie starałem się mu dopomóc. Przy schylaniu się kołnierz odstawał mu, jak pióra {{pp|podskuba|nej}}