Strona:Zweig - Amok.pdf/157: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 20:49, 1 maj 2021

Ta strona została przepisana.

ciała, zdeptana przez owe towarzyskie urojenia, despotyczne ideały dżentelmena — ale zrozumiałem i to, że także we mnie, tylko głęboko, bardzo głęboko, w zasypanych studniach i kanałach nurtowały gorące prądy życia, tak samo jak u innych. Ach, ja przecież zawsze żyłem, tylko nie miałem odwagi żyć naprawdę, zamykałem się i ukrywałem przed samym sobą: teraz jednak zduszona siła wybuchnęła, życie, to bogate, niewymownie gwałtowne życie, pokonało mnie. A teraz czułem, że pozostawałem z tem życiem jeszcze wciąż w związku; z radosnem zdziwieniem kobiety, która po raz pierwszy czuje w łonie swem poruszenie dziecka, odczułem rzeczywistość — jakże mam to nazwać inaczej! — niefałszowaną prawdziwość życia, które kiełkowało we mnie, czułem — wstydzę się prawie wypowiedzieć to słowo — że ja, ów obumarły człowiek, teraz naraz zakwitłem, że przez moje żyły płynęła niespokojna, czerwona krew, jak w cieple rozwijało się powoli uczucie i jak wyrastało w owoc słodyczy, czy goryczy. Cud Tunnhäusera dokonał się ze mną — wśród jasnego światła na placu wyścigowym, wśród tysiącznego tłum u rozpróżniaczonych ludzi: zacząłem znowu odczuwać, zeschnięty pień zaczął się zielenić i puszczać pąki.
Z przejeżdżającego powozu ukłonił mi się jakiś pan i zawołał mnie po imieniu, widocznie nie dostrzegłem jego pierwszego ukłonu. Zerwałem się zły, że mi ktoś mąci ten słodki stan marzenia. Ale gdy spojrzałem — uśmiechnąłem się. Był to mój przyjaciel Alfred, kochany kolega szkolny, obecnie na stanowisku prokuratora. W jednej chwili błysnęła