Strona:PL JI Kraszewski Bracia mleczni.djvu/32: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Wydarty (dyskusja | edycje)
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
rę lat możesz bydź wirtuozem, masz zdolność do rysunku i mógłbyś się wykształcić na artystę. Z twojem imieniem i stosunkami łatwoby ci było pozyskać rozgłos, sławę — wziętość. — Ale Robercie drogi, choć to są, dosyć uśmiechające się powołania, odradzać ci je będę tak samo, jak cię odciągałem od literatury.<br>
{{tns||{{Korekta|prę|parę}}}} lat możesz bydź wirtuozem, masz zdolność do rysunku i mógłbyś się wykształcić na artystę. Z twojem imieniem i stosunkami łatwoby ci było pozyskać rozgłos, sławę — wziętość. — Ale Robercie drogi, choć to są dosyć uśmiechające się powołania, odradzać ci je będę tak samo, jak cię odciągałem od literatury.<br>
{{tab}}Kraj nasz i społeczność więcej potrzebują rąk do surowej pracy, poważnej, twardej, niż do tych zbytkowych życia przygrywek. W szczęśliwszych czasach i okolicznościach, artystom wiedzie się lepiej, w naszych, gdy o chleb i byt troskać się trzeba, sztuka jest dodatkiem na który nas prawie nie stać. Kto nie ma dachu nad głową, będzież myślał o obrazach na ścianie po której deszcz ścieka? Potrzebniejsze u nas stawianie płotów niż posągów. Ja, czciciel piękna, ofiarnik i kapłan nauki, mówiąc to popełniam grzech może przeciwko mojemu sercu, skłonności, lecz chcę twego dobra.<br>
{{tab}}Kraj nasz i społeczność więcej potrzebują rąk do surowej pracy, poważnej, twardej, niż do tych zbytkowych życia przygrywek. W szczęśliwszych czasach i okolicznościach, artystom wiedzie się lepiej, w naszych, gdy o chleb i byt troskać się trzeba, sztuka jest dodatkiem na który nas prawie nie stać. Kto nie ma dachu nad głową, będzież myślał o obrazach na ścianie po której deszcz ścieka? Potrzebniejsze u nas stawianie płotów niż posągów. Ja, czciciel piękna, ofiarnik i kapłan nauki, mówiąc to popełniam grzech może przeciwko mojemu sercu, skłonności, lecz chcę twego dobra.<br>
{{tab}}U nas artysta jest prawie żebrakiem. On potrzebuje społeczeństwa, społeczność obchodzi się bez niego, dzieła jeniuszu i natchnienia musi jej narzucać, jak w ulicy ci ubodzy co sprzedają fraszki, aby nie uchodzili za żebrzących.<br>
{{tab}}U nas artysta jest prawie żebrakiem. On potrzebuje społeczeństwa, społeczność obchodzi się bez niego, dzieła jeniuszu i natchnienia musi jej narzucać, jak w ulicy ci ubodzy co sprzedają fraszki, aby nie uchodzili za żebrzących.<br>
Linia 9: Linia 9:
{{tab}}— A zatem, rzekł podnosząc głowę, skazany będę podobno na to, ażebym chodził jak już wprzód postanowiono na prawo, a przyszłości szukał w służbie i urzędowaniu. Jest to droga, na której Rodzicom najmilej podobno widzieć mnie będzie, posunąć się najłatwiej, i w razie szczęśliwych okoliczności, wyjść i cofnąć się najciszej niepostrzeżonemu.<br>
{{tab}}— A zatem, rzekł podnosząc głowę, skazany będę podobno na to, ażebym chodził jak już wprzód postanowiono na prawo, a przyszłości szukał w służbie i urzędowaniu. Jest to droga, na której Rodzicom najmilej podobno widzieć mnie będzie, posunąć się najłatwiej, i w razie szczęśliwych okoliczności, wyjść i cofnąć się najciszej niepostrzeżonemu.<br>
{{tab}}Profesor zamilkł; Erazm chodził po pokoju przez ten czas, rozmyślając także nad losem Roberta, ale i on nic podobno lepszego w głowie i sercu dlań wylanem, znaleźć nie mógł.<br>
{{tab}}Profesor zamilkł; Erazm chodził po pokoju przez ten czas, rozmyślając także nad losem Roberta, ale i on nic podobno lepszego w głowie i sercu dlań wylanem, znaleźć nie mógł.<br>
{{tab}}— Będziecie się panowie ze mnie śmieli — odezwał się zbliżając-miałem myśl której się aż wstydzę.<br>
{{tab}}— Będziecie się panowie ze mnie śmieli — odezwał się zbliżającmiałem myśl której się aż wstydzę.<br>
{{tab}}— Jaką myśl? zapytał Robert.<br>
{{tab}}— Jaką myśl? zapytał Robert.<br>
{{tab}}— Dziecinną... rzekł Erazm — jeśli by ci przykro było zostać doktorem, cóż dopiero kupcem?<br>
{{tab}}— Dziecinną... rzekł Erazm — jeśli by ci przykro było zostać doktorem, cóż dopiero kupcem?<br>
Linia 22: Linia 22:
{{tab}}— Wiem, rzekł, że wiele pracować potrzebuję, ale też lata dziecinne zeszły mi przy waszej pomocy swobodnie i wesoło, trzeba za nie zapłacić.<br>
{{tab}}— Wiem, rzekł, że wiele pracować potrzebuję, ale też lata dziecinne zeszły mi przy waszej pomocy swobodnie i wesoło, trzeba za nie zapłacić.<br>
{{tab}}— No — i nie zaśpiewamy ostatni raz ''Gaudeamus''? spytał Narymund, chcąc rozmowę ożywić. ''Gaudeamus'', tę pieśń młodzieńczą, wyraz wesołości i otuchy z jakiemi życie męzkie rozpoczynać się powinno?<br>
{{tab}}— No — i nie zaśpiewamy ostatni raz ''Gaudeamus''? spytał Narymund, chcąc rozmowę ożywić. ''Gaudeamus'', tę pieśń młodzieńczą, wyraz wesołości i otuchy z jakiemi życie męzkie rozpoczynać się powinno?<br>
{{tab}}Robert ożywiony zanucił... Basem głębokim towarzyszył mu Narymund, contr-altem {{Korekta|wtorował|wtórował}} Erazm, okna do ogrodu były otwarte. Śliczna noc letnia, ciemna ale wyiskrzona gwiazdami, spokojna, cicha, otaczała trzech przyjaciół. — Oficyna dosyć była oddaloną od pałacu i mogli się nie lękać ażeby tam doszły ich głosy. Śpiewali więc, choć na powieki łzy przychodziły, a gdy ostatnia nuta przebrzmiała, podali sobie ręce po bratersku.<br>
{{tab}}Robert ożywiony zanucił... Basem głębokim towarzyszył mu Narymund, contr-altem wtorował Erazm, okna do ogrodu były otwarte. Śliczna noc letnia, ciemna ale wyiskrzona gwiazdami, spokojna, cicha, otaczała trzech przyjaciół. — Oficyna dosyć była oddaloną od pałacu i mogli się nie lękać ażeby tam doszły ich głosy. Śpiewali więc, choć na powieki łzy przychodziły, a gdy ostatnia nuta przebrzmiała, podali sobie ręce po bratersku.<br>
{{tab}}— Tylko śmiało, z podniesionem czołem, z sercem otwartem i wiarą w Bożą Opatrzność! w drogę! w drogę! zawołał Narymund.<br>
{{tab}}— Tylko śmiało, z podniesionem czołem, z sercem otwartem i wiarą w Bożą Opatrzność! w drogę! w drogę! zawołał Narymund.<br>
{{tab}}Od chwili opisanej w ostatnim rozdziale, upłynęło lat dwadzieścia kilka. Jeden z głównych aktorów tego skromnego szkolnego dramatu, profesor Narymund, od lat już kilku spoczywał na cmentarzu piaszczystym za kościołkiem Aniołów Stróżów. — Do końca dni swoich przeżył w starej walącej się oficynie, walkę prowadząc z Benedyktem, który się codzień nieznośniejszym stając, w końcu zwycięzko tak Narymundem owładnął, iż mu nawet zbyt długo zaczytującemu się po nocach, świecę gasił.<br>
{{tab}}Od chwili opisanej w ostatnim rozdziale, upłynęło lat dwadzieścia kilka. Jeden z głównych aktorów tego skromnego szkolnego dramatu, profesor Narymund, od lat już kilku spoczywał na cmentarzu piaszczystym za kościołkiem Aniołów Stróżów. — Do końca dni swoich przeżył w starej walącej się oficynie, walkę prowadząc z Benedyktem, który się codzień nieznośniejszym stając, w końcu zwycięzko tak Narymundem owładnął, iż mu nawet zbyt długo zaczytującemu się po nocach, świecę gasił.<br>