Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/142: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 21:51, 6 maj 2021

Ta strona została przepisana.

Duża kropla ze sklepienia spadła mu na rękę, i to przerwało jego zadumę. Szelest spadających kropli ciągle było słychać, ale Strand zauważył, że między jedną a drugą upływała chwila dość długa. Wyjął zegarek i rachował.
— Pięć minut — rzekł, gdy nowa kropla spadła — hm, to prędko. Czasem bywa, że między jedną a drugą upływa minut kilkanaście... tak wolno przecieka woda; a wtedy do wytworzenia sopleńca długiego na kilka metrów, trzeba kilkanaście tysięcy lat. Wiek tych tu wiszących u góry sopleńców, mógłbym w przybliżeniu obrachować, omyliwszy się co najwyżej, o jaki tysiąc lat. W wieku ziemi, to drobnostka... W każdym razie nie doczekam się, aby sopleńce te urosły przy mnie w stalaktyty. Pójdę dalej.
W komorze były dwa otwory, czarnemi zwrócone ku niemu paszczami. Profesor szukający zawsze drogi prostej, puścił się bez wahania przed siebie — ale zaledwie wszedł do otworu, zobaczył, że będzie musiał iść na czworakach. A że już doświadczył niewygody takiego podróżowania, więc odstąpił na ten raz od zasady i wszedł w drugi otwór. Ten jednak równie był nizki, więc rad nie rad musiał znowu się czołgać. Przebywszy tak kilkanaście metrów ze stoczkiem ciągle posuwanym naprzód, zobaczył ścianę zamykającą dalsze przejście. Cofnął się więc i doszedłszy do miejsca, gdzie przeniewierzył się swej zasadzie kroczenia zawsze prostą droga, znalazł niewielką komorę, zkąd wązką, ciasną szparką doszedłszy do końca, stanął znowu przed litą skałą.
— Zaczynam rozumieć plan tych podziemi — myślał: — jest pień główny z dwiema na końcu odnogami. Ale z pnia głównego muszą wychodzić boczne gałęzie; wracajmy zatem i zbadajmy je także. Tym sposobem będę mógł sobie sporządzić mapę.
I przyświecając stoczkiem po ścianach, mówił dalej.
— Ale warto było tu przyjść: co za obfitość kamiennego mleka, jaki fantastyczny rysunek! Przypomina mi to ściany Alhambry, gdzie jedna rzeźba przykrywa drugą, jakby delikatną siatką. Wprawdzie to szkic dopiero, który wieki następne cieniować i wykonywać będą, ale i ten szkic już jest prześliczny i bogaty. Czego tu niema! Arabeski zachodzą jedne na drugie, linie łączą się lub rozdzielają, a wśród nich zwoje liści, tajemnicze hieroglify, lub kwiaty nieistniejące na kuli ziemskiej. A jaka niepokalana białość! snać światło pochodni jeszcze tu nie zajrzało.
I raz jeszcze podniósłszy rękę ze stoczkiem w górę, rzucił ostatnie spojrzenie i zawrócił się. Na zakręcie potknął się o kamień i spostrzegł na ziemi skrawek błękitu. Zdziwiony schylił się i podniósł go: była to wstążka atłasowa, na widok której wzruszył ramionami.