Strona:PL JI Kraszewski Bracia mleczni.djvu/36: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
→Przepisana: — |
Himiltruda (dyskusja | edycje) |
||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
Prezesowi życzyć dobrej nocy, zastałem go w ksześle ze złożonemi rękami jakby osłupiałego.<br> |
Prezesowi życzyć dobrej nocy, zastałem go w ksześle ze złożonemi rękami jakby osłupiałego.<br> |
||
{{tab}}Nie powiedział mi |
{{tab}}Nie powiedział mi nic, domyśliłem się łatwo, iż Robert coś niedobrego powiedzieć musiał. Przedemną do niczego się nie przyznał. Parę jeszcze dni żywe ciągle słyszałem rozmowy z Ojcem, spory, błagania, przekonywania i Robert odjechał.<br> |
||
{{tab}}Po tym odjeździe przez kilka dni słowa ze starego dopytać nie mogłem. Siedział jak osłupiały ciągle, a niekiedy łzy mu tylko z oczów płynęły, nigdy on wiele mówiącym nie bywał, a szczególniej gdy go co bolało zamykał to w sobie, póki nie przebolało z ludźmi się dzielić nie chcąc. Mnie się też słudze dobadywać nie wypadało, bo bym dopomódz nie mógł.<br> |
{{tab}}Po tym odjeździe przez kilka dni słowa ze starego dopytać nie mogłem. Siedział jak osłupiały ciągle, a niekiedy łzy mu tylko z oczów płynęły, nigdy on wiele mówiącym nie bywał, a szczególniej gdy go co bolało zamykał to w sobie, póki nie przebolało z ludźmi się dzielić nie chcąc. Mnie się też słudze dobadywać nie wypadało, bo bym dopomódz nie mógł.<br> |
||
{{tab}}Uważałem tylko że częstsze listy biegały do Roberta i od niego, aż stary mi zachorował i położył się. Choroba się wzmogła, doktór kazał posłać po syna, napisałem natychmiast, a że był szczerze do Ojca przywiązany, przyleciał nie tracącą chwili dniem i nocą pędząc. Zastał go źle, zamykali się z sobą, więc nie wiem co były za rozmowy, ale się Prezesowi nie poprawiło na zdrowiu, owszem wzmogła się choroba i umarł na rękach syna.<br> |
{{tab}}Uważałem tylko że częstsze listy biegały do Roberta i od niego, aż stary mi zachorował i położył się. Choroba się wzmogła, doktór kazał posłać po syna, napisałem natychmiast, a że był szczerze do Ojca przywiązany, przyleciał nie tracącą chwili dniem i nocą pędząc. Zastał go źle, zamykali się z sobą, więc nie wiem co były za rozmowy, ale się Prezesowi nie poprawiło na zdrowiu, owszem wzmogła się choroba i umarł na rękach syna.<br> |
||
Linia 15: | Linia 15: | ||
{{tab}}— Z niego, zkąd i co?<br> |
{{tab}}— Z niego, zkąd i co?<br> |
||
{{tab}}— Ożenił się, powiada kupiec, z wdową czy też z rozwódką, nie wiem, starszą od siebie to prawda, ale niezmiernie bogatą. Piękna pani, dodał, znana powszechnie, za nią tam wszyscy w mieście przepadali. Powiedział mi nazwisko ale dla mnie ono nic nie znaczyło, bom go nie znał. Tknęło mnie to, że staremu słudze nie powiedział: pobłogosław! Gorzej że nawet roku żałoby po Ojcu nie dotrzymał, nie słusznie go jednak o zapomnienie obwiniałem, bo list przyszedł z poczty do mnie. Poczciwy Robert donosił mi biedakowi o ożenieniu swojem i zapraszał koniecznie na wieś do siebie dokąd się państwo przenieść mieli.<br> |
{{tab}}— Ożenił się, powiada kupiec, z wdową czy też z rozwódką, nie wiem, starszą od siebie to prawda, ale niezmiernie bogatą. Piękna pani, dodał, znana powszechnie, za nią tam wszyscy w mieście przepadali. Powiedział mi nazwisko ale dla mnie ono nic nie znaczyło, bom go nie znał. Tknęło mnie to, że staremu słudze nie powiedział: pobłogosław! Gorzej że nawet roku żałoby po Ojcu nie dotrzymał, nie słusznie go jednak o zapomnienie obwiniałem, bo list przyszedł z poczty do mnie. Poczciwy Robert donosił mi biedakowi o ożenieniu swojem i zapraszał koniecznie na wieś do siebie dokąd się państwo przenieść mieli.<br> |
||
{{tab}}W początkach mi się nie chciało jechać, potem i tęsknota i ciekawość skłoniły skorzystać z zaproszenia. Napisałem dziękując i prosząc aby mi tam kątek naznaczyć kazał. Koszyki moje pozbywszy, grosz jaki tam był zabrałem, manatków było nie wiele, powlokłem się.<br> |
{{tab}}W początkach mi się nie chciało jechać, potem i tęsknota i ciekawość skłoniły skorzystać z zaproszenia. Napisałem dziękując i prosząc aby mi tam kątek naznaczyć kazał. Koszyki moje pozbywszy, grosz jaki tam {{Korekta|byi|był}} zabrałem, manatków było nie wiele, powlokłem się.<br> |
||
{{tab}}Znalazłem młodych państwa w rezydencyi wspaniałej, daleko przechodzącej jeszcze tę w której prezesowstwo za dobrych czasów przebywali. Pałac był książęcy, ogrody, park, wszystko urządzone wybornie.<br> |
{{tab}}Znalazłem młodych państwa w rezydencyi wspaniałej, daleko przechodzącej jeszcze tę w której prezesowstwo za dobrych czasów przebywali. Pałac był książęcy, ogrody, park, wszystko urządzone wybornie.<br> |
||
{{tab}}Dostatek wielki, zbytek straszny. Dano mi dom przy ogrodzie z takiemi wygodami żem się ich niemal wstydzi, ale Robert, który był do przeszłości przywiązany, a mnie jednego z niej tam miał, pamięć we mnie lepszych lat szanował.<br> |
{{tab}}Dostatek wielki, zbytek straszny. Dano mi dom przy ogrodzie z takiemi wygodami żem się ich niemal {{Korekta|wstydzi|wstydził}}, ale Robert, który był do przeszłości przywiązany, a mnie jednego z niej tam miał, pamięć we mnie lepszych lat szanował.<br> |
||
{{tab}}Zaprezentował mnie pani, która wyglądała też na udzielną księżnę, znać niegdyś była bardzo piękną, ale już teraz niemłodą i choć może przyjęła dobrze, ale widać na niej było wielką dumę i to, że się tu czuła panią. Co mnie tam do tego było, byle Robert był szczęśliwy a zdawało się że mu na niczem nie zbywało...<br> |
{{tab}}Zaprezentował mnie pani, która wyglądała też na udzielną księżnę, znać niegdyś była bardzo piękną, ale już teraz niemłodą i choć może przyjęła dobrze, ale widać na niej było wielką dumę i to, że się tu czuła panią. Co mnie tam do tego było, byle Robert był szczęśliwy a zdawało się że mu na niczem nie zbywało...<br> |
||
{{tab}}Nie posiedzieli państwo długo na wsi, zostałem sam jeden, ruszyli zagranicę. Lata potem płynęły jednostajnie w podróżach po stolicach, rzadko w domu, Roberta też widywałem coraz mniej, a gdy czasem przybył nie zdawał mi się tak szczęśliwym jak z początku. Zaczęło się trafiać że on siedział na wsi, a pani była w podróży, to potem ona w domu, on gdzieś siedział w mieście. Życie się wiodło dziwne, ja plotłem znowu koszyki, nie było co robić. Tak przeszło lat kilka.<br> |
{{tab}}Nie posiedzieli państwo długo na wsi, zostałem sam jeden, ruszyli zagranicę. Lata potem płynęły jednostajnie w podróżach po stolicach, rzadko w domu, Roberta też widywałem coraz mniej, a gdy czasem przybył nie zdawał mi się tak szczęśliwym jak z początku. Zaczęło się trafiać że on siedział na wsi, a pani była w podróży, to potem ona w domu, on gdzieś siedział w mieście. Życie się wiodło dziwne, ja plotłem znowu koszyki, nie było co robić. Tak przeszło lat kilka.<br> |