Strona:PL Lord Lister -88- Tajny dokument.pdf/16: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 16:42, 16 maj 2021

Ta strona została przepisana.

— Wejdź do łódki — rzeki Gerald do kobiety. — Autem sam się zajmę.
— Podaj mi rękę, Geraldzie... Jest tak ciemno, że nic nie widzę...
Trochę zniecierpliwiony, pomógł wejść kobiecie do łodzi, poczym wrócił do wozu. Zapuścił motor i wyskoczył. Otworzył drzwiczki i stojąc przed wozem, dał pełny gaz. Auto ruszyło naprzód i stoczyło się z wysokiego brzegu w mętne fale rzeki.
Teraz mężczyzna zbliżył się do łodzi i wskoczył do niej. Mgła, wisząca nad rzeką, stawała się z każdą chwilą coraz gęstsza. Na pokładzie yachtu zapalono znów wszystkie światła.
Wkrótce łódź zbliżyła się do yachtu. Pierwsza wdrapała się na pokład po metalowych stopniach kobieta. Gerald poszedł jej śladem.
Wioślarz natomiast objechał okręcik z drugiej strony i zdjął liny metalowe, którymi przymocowany był do brzegu.

Radiotelegrafista

W normalnych warunkach słaba nawet motorówka przebywa drogę od Londynu aż do ujścia Tamizy w ciągu czterech do pięciu godzin. Inaczej wygląda to podczas mgły, kiedy statki nie mogą rozwijać większej szybkości w obawie przed zderzeniem.
Tego dnia, kiedy „Jastrząb“ wyruszył w drogę mgła była wyjątkowo gęsta i zupełnie uniemożliwiała widzenie.
Kapitan Bricks był człowiekiem ostrożnym. Aby nie narazić yachtu na rozbicie, posuwał się naprzód powoli, trzymając się przez cały czas lewego brzegu.
Na szczęście znał Tamizę doskonale i z zamkniętymi oczami mógłby wskazać każde niebezpieczne miejsce, każdy wir i zakręt.
Droga do ujścia Tamizy trwała przeszło osiem godzin. Dochodziła już godzina pierwsza po południu, gdy wreszcie jasny promień słońca rozdarł szeroko obłoki i oczom pasażerów ukazał się wspaniały widok szeroko rozlanych wód.
„Jastrząb“ mógł teraz nadrobić stracony czas... Gerald odetchnął z ulgą. Łatwo zrozumieć, że zależało mu przede wszystkim na wydostaniu się na pełne morze... Dopóki byli na Tamizie, obawiał się, że w każdej chwili zatrzyma ich patrol policyjny.
Lola Ravenna opowiedziała kapitanowi swe przygody. Nie zataiła przed nim niepomyślnej dla nich okoliczności, która sprawiła, że kradzież dokumentu odkryto wcześniej, niż należałoby przypuszczać.
Bricks słuchał jej opowiadania ze zdumieniem i niedowierzaniem. Śmiała kradzież diamentów na zamku lady Wolverton wydawała mu się wyczynem zgoła nieprawdopodobnym. Wzruszył ramionami i zmarszczył brwi.
— Hm... — mruknął — znam tylko jednego, który mógłby się na to ważyć!... Nie lubię wspominać nazwiska tego człowieka.
— Czy ma pan na myśli Johna Rafflesa? — zapytała kobieta z przerażeniem.
— Oczywiście — padła odpowiedź.
Lola zamilkła...
Minęła godzina. „Jastrząb“ wypłynął na pełne morze.
Wydawało się wszystkim, że znajdują się już poza obrębem niebezpieczeństwa. Bricks posiadał papiery w jaknajlepszym porządku, yacht zarejestrowany był we właściwym urzędzie, a dyplom kapitana, żeglugującego na najdłuższych szlakach, zabezpieczał go przed wszelką kontrolą.
Co prawda, rysopis złodziejki został z pewnością podany do publicznej wiadomości, ale i na to Lola znalazła radę. Natarła swe krucze czarne włosy jakimś bezbarwnym płynem i usiadła w słońcu na pokładzie. Po upływie kwadransa włosy jej poczęły przybierać czerwonawy odcień a po pół godzinie stały się rude, jak płomień... Należało zastanowić się teraz nad tym, jak ukryć cenny dokument? Lola trzymała go w torebce, której nie wypuszczała z rąk. Od czasu do czasu spoglądała z satysfakcją na żółtą kopertę, opatrzoną pieczęciami hrabiego Drexlera.
— Dlaczego nie płyniemy do Flissingen? Stamtąd mieliśmy niedaleko do Berlina... — zwróciła się z pytaniem do kapitana.
— Dlatego, że mam wszystkie klepki w porządku — odparł Bricks. — Czy sądzicie, że nie zawiadomiono o kradzieży wszystkich europejskich portów?
Straże portowe przetrząsną każdy podejrzany okręt w poszukiwaniu kobiety podobnej do pani. Farbowane włosy nie na wiele się przydadzą. Policja portowa zna się na takich sztuczkach. Wołałem nie ryzykować i wybrałem Hamburg, gdzie przyjmy nas z otwartymi rękoma.
— Bricks zaśmiał się zadowolony z własnego dowcipu. Lola tymczasem ze smutkiem spoglądała na fale.
— Wspomniał pan przed chwilą nazwisko Rafflesa, Bricks... Czy naprawdę przypuszcza pan, że to mógł być on?
— Jeśli to nie on, to w każdym razie ktoś bardzo do niego podobny — odparł kapitan. — Tylko Raffles potrafi dokonać takiej sztuczki.
— Oby tylko nie dowiedział się o kradzieży dokumentów — ciągnęła Lola, marszcząc swe piękne czoło.
— I cóż z tego, gdyby nawet się dowiedział? — wtrącił się do rozmowy Gerald. — Cóż on nam teraz może zrobić złego?
— Nie mów tak głośno — odparła kobieta bojaźliwie. — Jest to jedynny człowiek w świecie. którego się boję. Powiedz Bricks, czy mamy na pokładzie telegraf bez drutu?
— Oczywiście.
— I radiotelegrafistę?
— Nie... Nie mogłem zabrać ze sobą zbyt wielkiej załogi. Czy myśli pani, że jesteśmy na pokładzie wojennego okrętu? Mój sternik jest zarazem radiotelegrafistą. Wywiązuje się łatwo z obydwu zadań.
— Niech go pan zawoła... Ktoś inny może chwilowo zastąpić go przy sterze. Niech go pan zapyta, czy może nawiązać kontakt z ładem?
— Z jakim lądem?
Bricks spojrzał na nią ze zdumieniem.
— Niech pan nie stawia dziecinnych pytań.. Oczywiście, że z angielskim. Chciałabym wiedzieć, czy ma pan rację i czy schwytano Rafflesa, względnie innego sprawcę kradzieży...
— Czy zechce mi pani wskazać, z kim ma się połączyć sternik Quilp?
— Well... Choćby z radiostacją londyńską.
Briks wzruszył ramionami. Znał, niestety, Lolę i wiedział, że nie pozbędzie się jej tak prędko. Wołał zatem odrazu spełnić jej prośbę, niż słuchać jej docinków a nawet gróźb. Złożył swe wielkie dłonie w trąbkę dokoła ust i zawołał: