Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/198: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 18:52, 18 maj 2021

Ta strona została przepisana.

gdy tej zabrakło, pozostaje już tylko jedna nadzieja: małżeństwo; nadzieja niepewna i zwodnicza, jak w ruletce gra na numer...
Podziwiam, w istocie, siłę pewnych komunałów. Wciąż mówi się bezmyślnie o „zmaterjalizowaniu” dzisiejszych czasów. Zapewne, jedną z cech nowoczesnego społeczeństwa jest gorączka zdobywania majątku; ale gorączka ta jest zarazem, conajmniej w równym stopniu, gorączką pracy; jest wspaniałą ekspanją twórczości. I czy temu nowożytnemu napięciu sił, talentów, energji, godzi się przeciwstawiać ów rzekomy „idealizm” dawnego światka, opartego wyłącznie na spokojnem posiadaniu (beatus qui tenet, jak mawiał pan Benet), ten spóźniony ancien régime, którego ostatnim odblaskiem jest jeszcze epoka Fredry? Zapewne, nie troszczono się tyle o chleb powszedni, bo go było poddostatkiem, nawet dla rezydentów: ziemia rodziła; ot, siedziało się przy kominku i obliczało się lata bogatych krewnych i posagi panien. Ale czyż właśnie nie było najgrubszym materjalizmem to wciskanie się pieniądza, hipoteki, w uczucia rodzinne i pragnienia serca? to absolutne bałwochwalstwo wobec majątku, a wzgarda dla nieszczęśnika któremu go brakło, lub który, co gorsza, zdeklasował się jakąbądź pracą?
Na jednej z wysp polinezyjskich istnieje podobno taki obyczaj: raz do roku sadza się starszych krewnych na bardzo wysokie drzewo, i trzęsie się; który spadnie, ten widać już „dojrzał”; który się utrzyma, tego zsadza się z oznakami czci, i zostawia — do następnego roku. Coś z ducha tego obyczaju odbiło się w naszem dawnem „święconem”. Co roku, odbywał się, przy sutym stole, przegląd krewniaków; który z nich oparł się skombinowanej ofenzywie kiełbas, placków i półgęsków,