Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/513: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Wydarty (dyskusja | edycje)
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
ność, kołysząc się i falując aż po brzegi horyzontu. Zboże! złociste zboże! wykłoszone i dojrzałe mówiło o żywności gruntu i plenności zasiewu! Słońce, kąpiąc cały Paryż w złocie swoich promieni, zamieniło miasto w życiodajny łan zboża, zapowiadającego obfite żniwo, mogące nakarmić wszystkich zgłodniałych!<br>
ność, kołysząc się i falując aż po brzegi horyzontu. Zboże! złociste zboże! wykłoszone i dojrzałe mówiło o żywności gruntu i plenności zasiewu! Słońce, kąpiąc cały Paryż w złocie swoich promieni, zamieniło miasto w życiodajny łan zboża, zapowiadającego obfite żniwo, mogące nakarmić wszystkich zgłodniałych!<br>
{{tab}}— Ach, patrzcie! patrzeie! — odezwała się znów Marya — niema ani jednego nieurodzajnego zakątka, wszędzie, na najbiedniejszych dachach kołyszą się kłosy złote bogatych przyszłych zbiorów Gała ta ziemia równostajną jaśnieje płodnością, jakby wszystkich żeńców chciała pojednać braterskim podziałem swych bogactw! Jasiu, mój maleńki Jasiu, patrz, jakie to piękne, dobre i wspaniałe!<br>
{{tab}}— Ach, patrzcie! patrzcie! — odezwała się znów Marya — niema ani jednego nieurodzajnego zakątka, wszędzie, na najbiedniejszych dachach kołyszą się kłosy złote bogatych przyszłych {{korekta|zbiorów|zbiorów!}} Cała ta ziemia równostajną jaśnieje płodnością, jakby wszystkich żeńców chciała pojednać braterskim podziałem swych bogactw! Jasiu, mój maleńki Jasiu, patrz, jakie to piękne, dobre i wspaniałe!<br>
{{tab}}Piotr zbliżył się do żony i dziecka, a przytuliwszy ich ku sobie, patrzał z zachwytem na czarujący widok złotych łanów Paryża. Babka i Bertheroy uśmiechali się pogodnie ku tym planom, których zakosztować nie będzie im dane, a Wilhelm i trzej dorośli jego synowie spoglądali poważnie, gotowi jąć się pracy, mnożącej bogactwo spodziewanych zbiorów.<br>
{{tab}}Piotr zbliżył się do żony i dziecka, a przytuliwszy ich ku sobie, patrzał z zachwytem na czarujący widok złotych łanów Paryża. Babka i Bertheroy uśmiechali się pogodnie ku tym {{korekta|planom|plonom}}, których zakosztować nie będzie im dane, a Wilhelm i trzej dorośli jego synowie spoglądali poważnie, gotowi jąć się pracy, mnożącej bogactwo spodziewanych zbiorów.<br>
{{tab}}Marya w zapale uniosła w obu dłoniach Jasia w górę, jak mogła najwyżej i składając go w darze wielkości obietnic Paryża, zawołała z przejęciem:<br>
{{tab}}Marya w zapale uniosła w obu dłoniach Jasia w górę, jak mogła najwyżej i składając go w darze wielkości obietnic Paryża, zawołała z przejęciem:<br>
{{tab}}— Jasiu! ty będziesz żniwiarzem tych dojrzęewających łanów! Ty znosić będziesz do spichle-
{{tab}}— Jasiu! ty będziesz żniwiarzem tych dojrzewających łanów! Ty znosić będziesz do spichle-