Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/179: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 06:50, 19 lip 2021

Ta strona została przepisana.

— O, to będzie coś ładnego — pomyślał Henryk i odezwał się:
— Proszę pana, jaki jest tytuł tej pańskiej baśni?
Jakób zastanowił się chwilę i odpowiedział:
— Tytuł: „Pratatry.“
I puściwszy kilka misternych kółek dymu, mówił dalej.
— Był ląd prastary, a góry strzelały wysoko nad modro siną falą. Może kraj ten pokrywały wymarłe już dziś Walchie o cudownych kształtach i tworzyły głuche bory, na podobieństwo dzisiejszych smerekowych. Może to były bujne lasy wspaniałych i potężnych Paproci drzewiastych, złudnie do Palm podobnych, o pniach prostych, wysmukłych, uwieńczonych na szczycie głową łusk złocistych, z których wybiegały kilkometrowej długości liście, wykrawane w najdelikatniejsze wzory — paproci, których skarlałe pokolenia po dziś dzień przetrwały między mchem i kosówką. A może mięszane lasy drobnolistnych Widryngtonii i pnących się w górę Kordaitów, o owockach spłaszczonego grochu, wespół z Sagowcami, wysmukłemi królewiętami flory ówczesnej, a w cieniu tych drzew cały świat drobnych paproci najrozmaitszych kształtów, o ślicznej siatce nerwacyjnej.
Z krainy wiecznych śniegów, schodziły opalowo się w słońcu mieniące lodowce nad morze, w nadbrzeżne puszcze bagniste, między szarozielone mchy Kalamitów, skrzypów olbrzymich, podobnych do potężnych mioteł powtykanych przez czarownice, a na brzegach porastały paprocie Glosopteris o szlachetnym rysunku liści Wierzbówki, strojącej dzisiaj Regle.
– A kwiaty? — zapytał Henryk, oczarowany tym obrazem.
— Jednostajnej zieleni zwartych gąszczy nie bramowały żadne pstre kwiaty; w odurzających oparzeliskach nie kołysały się Nenufary. Nie było ani złotych Aurykuli, ani szafirowych kielichów Goryczek, ani bladych rozet Ostów jesiennych, nic!
— Ale pan wymieniłeś drzewa, rosnąć mogące tylko w gorącym klimacie — zrobił uwagę Walter.
– Bo klimat Tatr był wówczas gorący, jak zresztą niemal na całej kuli ziemskiej — odparł Jakób. — Ogrzewało ją ciepło wewnętrzne od spodu, bo skorupa wierzchnia była jeszcze stosunkowo cienka i stopniowo dopiero, z upływem wieków, coraz grubszą pokrywała się warstwą ziemi rodzajnej, powstałej z wietrzenia skał, z odnawiającej się ciągle roślinności, coraz nowym pokrywającej ją kobiercem.
— Dziwny więc widok przedstawiały te czasy — powiedział Warburton.
— O tak, bardzo dziwny. Wyobraźmy sobie sylwetki skarłowaciałych dziś Skrzypów rozdęte do potwornych rozmiarów, na tle dzikiej orgii barw i łun, odblasków niedalekich wulkanów Pratatr, w okolicy