Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/31: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 17:56, 24 lip 2021

Ta strona została przepisana.

I zawalił przejściu bramy,
Ja w tych ogniowych upustach
Pozostałem sam i cały.
A gdym dziwił się, skąd przecie
Nieba taki cud zesłały,
Spostrzegłem, że był dzień Krzyża.
Lustrum mi liczono trzecie,
Gdym podróżował do Rzymu.
Okręt mój w owéj podróży,
Śród bardzo gwałtownéj burzy
Stłukł się o podwodne skały
I roztrzaskany na szczęty
Zapadł u brzegu w odmęty.
Ja uchwyciwszy się deski
Dobiłem z woli niebieskiej
Lądu; deska była zbita
W kształt krzyża. Szedłem raz z drugim
Przez ten kraj dzikiego zwierza
I bandytów; na rozstajnéj
Drodze wznosił się zwyczajny
Drewniany krzyż. Gdym tam chwilę
Wstrzymał się zmówić pacierza,
Mój towarzysz naprzód śpieszył;
A kiedy widząc się w tyle,
Ruszyłem za nim, ujrzałem
Ległego zabitem ciałem;
Nóż zbójecki pierś mu przeszył.
Raz w pojedynku dla zwady
Jakiejś upadłem od ciosu
Przeciwnika i na ziemi
Leżałem bez tchu i głosu;
A gdy między stojącemi
Wkoło wszyscy rozpaczali,
Że niema już dla mnie rady,
Ujrzano ślad dumnéj stali
Na krzyżyku, co u mojéj
Zwieszon szyi, miasto zbroi
Posłużył. Raz gdy na łowy
Wyszedłem w te tu parowy,
Niebo czarną brzydkie chmurą
Zapowiedziało ponuro
Grzmotem padołom zniszczenie;
Z strug deszczu zrobiło włócznie,