Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 176.jpeg: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Pywikibot touch edit |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{pk|pa|dały}} czarne od kominów fabrycznych, od przesuwających się raźno po szynach wagonów, od ludzi krążących. — Ogromne okna zabudowań, na drobne, od pyłu wiecznego mętne szybki podzielone, buchały żarem światła, jak czeluście pieców jakichś piekielnych.<br |
{{pk|pa|dały}} czarne od kominów fabrycznych, od przesuwających się raźno po szynach wagonów, od ludzi krążących. — Ogromne okna zabudowań, na drobne, od pyłu wiecznego mętne szybki podzielone, buchały żarem światła, jak czeluście pieców jakichś piekielnych.<br> |
||
{{tab}}Grabiec przystanął z milczącym wciąż Łachciem w załomie muru. Była właśnie pora, kiedy robotnicy w jednej z fabryk zmieniali się po zwykłej dwugodzinnej pracy, ustępując miejsca świeżym zastępom. Przez szeroko rozwarte drzwi wpłynęła fala ludzi milczących, w spodnie szare i bluzy płócienne jeno odzianych. Widać ich było doskonale, jak rozsuli się po hali ogromnej, stojąc w gotowości tuż za zajętymi przy maszynach robotnikami. Ten i ów zakasał rękawy, roztarł dłonie stwardniałe... Zabrzmiał pierwszy dzwonek; twarze oczekujących przyjęły wyraz tępy a czujny.<br |
{{tab}}Grabiec przystanął z milczącym wciąż Łachciem w załomie muru. Była właśnie pora, kiedy robotnicy w jednej z fabryk zmieniali się po zwykłej dwugodzinnej pracy, ustępując miejsca świeżym zastępom. Przez szeroko rozwarte drzwi wpłynęła fala ludzi milczących, w spodnie szare i bluzy płócienne jeno odzianych. Widać ich było doskonale, jak rozsuli się po hali ogromnej, stojąc w gotowości tuż za zajętymi przy maszynach robotnikami. Ten i ów zakasał rękawy, roztarł dłonie stwardniałe... Zabrzmiał pierwszy dzwonek; twarze oczekujących przyjęły wyraz tępy a czujny.<br> |
||
{{tab}}Na drugi znak setka ludzi nagle od maszyn odstąpiła i w tejże samej chwili, bez sekundy przerwy, sto nowych rąk opadło na dźwignie, pochwyciło rękojeście regulatorów, wparło opuszczone czopy. Uwolnieni, gromadząc się w pośrodku, przeciągali teraz wolno i leniwie mięśnie znużone, jakby z kataleptycznego snu jakiegoś zbudzeni, słowa urywanych rozmów towarzyszom rzucali, stawali się ludźmi napowrót. — Przy maszynach niestrudzonych stały już nowe manekiny.<br |
{{tab}}Na drugi znak setka ludzi nagle od maszyn odstąpiła i w tejże samej chwili, bez sekundy przerwy, sto nowych rąk opadło na dźwignie, pochwyciło rękojeście regulatorów, wparło opuszczone czopy. Uwolnieni, gromadząc się w pośrodku, przeciągali teraz wolno i leniwie mięśnie znużone, jakby z kataleptycznego snu jakiegoś zbudzeni, słowa urywanych rozmów towarzyszom rzucali, stawali się ludźmi napowrót. — Przy maszynach niestrudzonych stały już nowe manekiny.<br> |
||
{{tab}}Z otwartych drzwi poczęła się fala ludzi wysypywać na dziedziniec obszerny. — Grabiec przebiegał bystrem okiem mijających go robotników, aż naraz postąpił ku jednemu z nich.<br |
{{tab}}Z otwartych drzwi poczęła się fala ludzi wysypywać na dziedziniec obszerny. — Grabiec przebiegał bystrem okiem mijających go robotników, aż naraz postąpił ku jednemu z nich.<br> |
||
{{tab}}— Józwa!<br |
{{tab}}— Józwa!<br> |
||
{{tab}}Zagadnięty obrócił się i zatrzymał. Chłop ogromny, |
{{tab}}Zagadnięty obrócił się i zatrzymał. Chłop ogromny, ryży, o ponurem wejrzeniu. W młodych oczach tlił się dziwny płomień uporu i stanowczości.<br> |
||
{{tab}}— To wy, Grabiec?<br |
{{tab}}— To wy, Grabiec?<br> |
||
{{tab}}— Tak.<br |
{{tab}}— Tak.<br> |
||
{{tab}}Robotnik spojrzał podejrzliwie na Łachcia.<br |
{{tab}}Robotnik spojrzał podejrzliwie na Łachcia.<br> |
||
{{tab}}— A kto to przyszedł z wami?<br |
{{tab}}— A kto to przyszedł z wami?<br> |