Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 181.jpeg: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Pywikibot touch edit
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{tab}}— Co słychać?<br />
{{tab}}— Co słychać?<br>
{{tab}}— Nic nowego, ekscellencjo. Czekamy waszego przybycia.<br />
{{tab}}— Nic nowego, ekscellencjo. Czekamy waszego przybycia.<br>
{{tab}}Jacek pomacał się po kieszeni, gdzie klucz miał od drzwi swojej pracowni.<br />
{{tab}}Jacek pomacał się po kieszeni, gdzie klucz miał od drzwi swojej pracowni.<br>
{{tab}}— Nikt o mnie nie pytał?<br />
{{tab}}— Nikt o mnie nie pytał?<br>
{{tab}}— Nie. W ciągu tych dwuch dni nie było nikogo.<br />
{{tab}}— Nie. W ciągu tych dwuch dni nie było nikogo.<br>
{{tab}}— A przybysze z Księżyca?<br />
{{tab}}— A przybysze z Księżyca?<br>
{{tab}}Służący uśmiechnął się.<br />
{{tab}}Służący uśmiechnął się.<br>
{{tab}}— Mają się dobrze. Tylko ten rozczochrany...<br />
{{tab}}— Mają się dobrze. Tylko ten rozczochrany...<br>
{{tab}}Urwał.<br />
{{tab}}Urwał.<br>
{{tab}}— Co takiego?<br />
{{tab}}— Co takiego?<br>
{{tab}}— Ekscelencja kazał zadowalać wszystkie ich życzenia. Ten rozczochrany wydaje ciągle rozkazy. Podołać im nie można. Mówi przytem dziwnym językiem, który doprawdy mało polszczyzny ma w sobie i gniewa się, że go nie rozumiemy.<br />
{{tab}}— Ekscelencja kazał zadowalać wszystkie ich życzenia. Ten rozczochrany wydaje ciągle rozkazy. Podołać im nie można. Mówi przytem dziwnym językiem, który doprawdy mało polszczyzny ma w sobie i gniewa się, że go nie rozumiemy.<br>
{{tab}}Jacek skinieniem dłoni oddalił lokaja i odkładając na później przywitanie z karłami, włożył klucz do tajemnego zamka. Kilka naciśnień i obrotów i drzwi rozsunęły się nagle na obie strony, ciemną czeluść otwierając za sobą. Metalowe zasłony na oknach były pospuszczane; Jacek wyszukał dłonią guzik w uszaku drzwi i włożywszy w otwór poniżej mały kluczyk, nacisnął. Fala światła wpadła przez naraz odsłonięte okna, ćmiąc mu źrenice.<br />
{{tab}}Jacek skinieniem dłoni oddalił lokaja i odkładając na później przywitanie z karłami, włożył klucz do tajemnego zamka. Kilka naciśnień i obrotów i drzwi rozsunęły się nagle na obie strony, ciemną czeluść otwierając za sobą. Metalowe zasłony na oknach były pospuszczane; Jacek wyszukał dłonią guzik w uszaku drzwi i włożywszy w otwór poniżej mały kluczyk, nacisnął. Fala światła wpadła przez naraz odsłonięte okna, ćmiąc mu źrenice.<br>
{{tab}}Raźnym krokiem przeszedł pierwszy, okrągły gabinet, w którym zazwyczaj przy biurku pracował i otworzywszy jeszcze jedne metalowe drzwi w ścianie ukryte, szyją wązkiego korytarza udał się do laboratorjum swego prywatnego, które tem jednem przejściem tylko przez gabinet jego ze światem się łączyło.<br />
{{tab}}Raźnym krokiem przeszedł pierwszy, okrągły gabinet, w którym zazwyczaj przy biurku pracował i otworzywszy jeszcze jedne metalowe drzwi w ścianie ukryte, szyją wązkiego korytarza udał się do laboratorjum swego prywatnego, które tem jednem przejściem tylko przez gabinet jego ze światem się łączyło.<br>
{{tab}}Stanąwszy na progu drzwi, wydał mimowoli lekki okrzyk.<br />
{{tab}}Stanąwszy na progu drzwi, wydał mimowoli lekki okrzyk.<br>
{{tab}}Nad przyrządem, w którym zamkniona była straszliwa tajemnica jego wynalazku, siedział nieruchomo człowiek jakiś pochylony... Jacek jednym skokiem był przy nim. Człowiek powstał zwolna i odwrócił się.<br />
{{tab}}Nad przyrządem, w którym zamkniona była straszliwa tajemnica jego wynalazku, siedział nieruchomo człowiek jakiś pochylony... Jacek jednym skokiem był przy nim. Człowiek powstał zwolna i odwrócił się.<br>