Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/32: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 20:40, 25 lip 2021

Ta strona została przepisana.

Z gradu bojowe kamienie.
Wszyscy przed złością ulewy
Pod rozłożystemi drzewy
I zaplecionemi krzewy
Stanęli, jak pod namiotem.
A wtem płomień, co był złotym
Kometą niesionym na wietrze,
W dwu ugodził, i starł w proch,
Którzy stali mnie najbliżej.
Olśniony, zgłuchły, bezmowny
Czekałem, że i mnie zetrze,
I ujrzałem obok krzyż,
Który — wierzyć mi potrzeba —
Jest ten sam, co mi cudowny
Dał początek; jego piętno
Noszę na piersi, bo Nieba
Dbałość swą nieobojętną
Tym znakiem na mnie wycisły
Na jakieś tajne zamysły.
A chociaż nie wiem, kto jestem:
Takim mię ochrzciła chrzestem
Duma, taką siłą zmysły,
Takiem serce pożądaniem,
Że szlachectwa mego tajnia
Mówi mi, iż Julii godna,
Bo szlacheckość udostajnia
Nie mniéj zdobyta, jak rodna.
Tu stoję i choć rozumiem
Twe zarzuty, i choć snadnie
Rzec dla usprawiedliwienia
Mógłbym coś, takie mną władnie
Oburzenie, tak nie umiem
Ścierpieć twéj chełpliwéj mowy,
Że nie proszę przebaczenia,
Ani nawet skarg dopuszczę;
A jeśliś bronić gotowy,
By nie była moją żoną,
Wiedz, że czy w domu zamieniona,
Czy skrytą w klasztornéj celi,
Wszędzie moja chuć dostrzeli;
A ta, co była zbyt godna
Na żonę, będzie wygodna
Na kochankę; — tak mi chciwość