Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/80: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Wydarty (dyskusja | edycje)
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Nagłówek (noinclude):Nagłówek (noinclude):
Linia 1: Linia 1:
<br><br><br>
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{c|ROZDZIAŁ XIII.|w=120%|po=12px}}
{{c|ROZDZIAŁ XIII.|w=120%|po=12px}}
{{c|{{Rozstrzelony|MARJA MANCINI.}}|w=120%|po=12px}}
{{c|{{Roz*|MARJA MANCINI.|0.5}}|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Słońce oświetlało zaledwie pierwszemi promieniami wielkie drzewa w parku i wysokie wieżyczki zamkowe, gdy miody król, zbudziwszy się już przed dwiema godzinami, miłość bowiem spać mu nie pozwalała, otworzył sam okiennice i rzucił ciekawe spojrzenie na podwórze zamku, pogrążonego we śnie. Widział, że nadchodzi godzina umówiona. Wielki zegar zamkowy wskazywał kwadrans na piątą. Nie wezwał wcale pokojowca, śpiącego smacznie w pobliżu, ubrał się sam.<br>
{{tab}}Słońce oświetlało zaledwie pierwszemi promieniami wielkie drzewa w parku i wysokie wieżyczki zamkowe, gdy młody król, zbudziwszy się już przed dwiema godzinami, miłość bowiem spać mu nie pozwalała, otworzył sam okiennice i rzucił ciekawe spojrzenie na podwórze zamku, pogrążonego we śnie. Widział, że nadchodzi godzina umówiona. Wielki zegar zamkowy wskazywał kwadrans na piątą. Nie wezwał wcale pokojowca, śpiącego smacznie w pobliżu, ubrał się sam.<br>
{{tab}}Następnie zszedł małemi schodkami, potem przez bramę boczną i spostrzegł pod murem parkowym jeźdźca na koniu, trzymającego drugiego konia za cugle. Jeźdźca nie można było poznać, tak zawinął się w płaszcz i przysłonił twarz kapeluszem. Co do konia, osiodłanego na sposób mieszczański, ten nie przedstawiał nic szczególnego dla oka znawcy. Ludwik ujął konia za cugle; oficer przytrzymał mu strzemiona, nie zsiadając wcale z konia, a następnie przyciszonym głosem spytał o rozkazy Jego Królewskiej Mości.<br>
{{tab}}Następnie zszedł małemi schodkami, potem przez bramę boczną i spostrzegł pod murem parkowym jeźdźca na koniu, trzymającego drugiego konia za cugle. Jeźdźca nie można było poznać, tak zawinął się w płaszcz i przysłonił twarz kapeluszem. Co do konia, osiodłanego na sposób mieszczański, ten nie przedstawiał nic szczególnego dla oka znawcy. Ludwik ujął konia za cugle; oficer przytrzymał mu strzemiona, nie zsiadając wcale z konia, a następnie przyciszonym głosem spytał o rozkazy Jego Królewskiej Mości.<br>
{{tab}}— Proszę za mną — odparł Ludwik XIV-ty.<br>
{{tab}}— Proszę za mną — odparł Ludwik XIV-ty.<br>
{{tab}}Oficer puścił konia truchtem za koniem swego pana i w ten sposób zbliżali się do mostu.<br>
{{tab}}Oficer puścił konia truchtem za koniem swego pana i w ten sposób zbliżali się do mostu.<br>
{{tab}}Gdy znaleźli się już po drugiej stronie Loary. —<br>
{{tab}}Gdy znaleźli się już po drugiej stronie Loary.&nbsp;—<br>
{{tab}}— Poruczniku — rzekł król — bądź łaskaw puścić się przodem i jechać tak długo, dopóki nie dostrzeżesz karety. Potem powrócisz i uprzedzisz mnie o tem. Ja tutaj zaczekam.<br>
{{tab}}— Poruczniku — rzekł król — bądź łaskaw puścić się przodem i jechać tak długo, dopóki nie dostrzeżesz karety. Potem powrócisz i uprzedzisz mnie o tem. Ja tutaj zaczekam.<br>