Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/73: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 20:28, 24 paź 2021

Ta strona została przepisana.

na czole wyryła. Niekiedy na zakręcie kanału ozwie się dźwięk gitary i wschodnich grzechotek, czasem też zabrzmią cymbały i naczynia ze spiżu, o które biją wonnemi różczkami Iranu dziewice. Śpiew rozlega się czasem w portykach domów, ciągnących się nieprzejrzanie, przepychem azyatyckim wystrojonych. Pomiędzy niemi tu i owdzie stoją chaty Tatarów, okute szynami żelaza, panów koczujących drewniane namioty wśród stolicy bogactw i handlu. Zewsząd powiewają spuszczone kobierce. Zda się, jakby od krużganków, od okien, leciały hurmem kwiaty i zatrzymane kołysały się w powietrzu — nad galeryami, nad płaskiemi dachy, rozciągnięte opony z jedwabiu, pomiędzy ich rysunki i hafty, promienie słońca biegają, gdyby wśród ogrodu pełnego róż i motyli, a ogrody i winnice zielonym wieńcem okrążają miasto.
Świat to z tysiąca kolorów i uczuć złożony, pełny życia, brzmiący setnemi języki; okazała tęcza wszystkich narodów Azyi, jaśniejąca wiecznie nad falami Wołgi, od reszty ziemi pustyniami odcięta i morzem.
Ale czem są pustynie, kiedy lotne rumaki mołodców spragnione kurz miasto wody piją, i lecą dalej z wodzem na czele; wpław tumany piasku przepłynęli, Tatarów i Moskali rozbili, na ich trupy nie oglądali się nawet i nad Wołgą stanęli.
Tu Sahajdaczny kazał ściągnąć wodze i odpocząć ludziom swoim; potem spoziera ku północy, skąd Wołga płynie i czeka; nie długo czekał, bo tam, gdzie nurt rzeki mięsza się z oddalą, zda się, że czarna chmura przysiadła na wodzie i nie roztapiając się w niej, pędzi jak gwałtowna burza.
Im bliżej tem prędzej bieży, aż słychać jęk fal. — To czajki nasze! krzyczą kozacy.
Wódz nic nie odpowie i skinął ręką, by zachowali milczenie. Potem zbliżył się do lektyki przesłonionej kosztownemi firanki, nad którą korona Carów z szczerego złota się wznosi i odsunął boczną zasłonę.