Przypadki Robinsona Kruzoe/XXX: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Bartek21 (dyskusja | edycje)
Nowa strona: {{Przypadki Robinsona Cruzoe}} ===BURZA NIESPODZIEWANA. HUK DZIAŁ. OKRĘT NA MORZU. NOC PRZEPĘDZONA NA STRAŻNICY. OGIEŃ SYGNAŁOWY. PORANEK. WYPRAWA NA STATEK. POGRZEB TOPIELCÓW. P...
(Brak różnic)

Wersja z 17:05, 7 maj 2007

Szablon:Przypadki Robinsona Cruzoe

BURZA NIESPODZIEWANA. HUK DZIAŁ. OKRĘT NA MORZU. NOC PRZEPĘDZONA NA STRAŻNICY. OGIEŃ SYGNAŁOWY. PORANEK. WYPRAWA NA STATEK. POGRZEB TOPIELCÓW. PIES. NIEZMIERNE SKARBY. BUDOWA TRATWY. SZCZĘŚLIWY POWRÓT.

Nie będę czytelników nudził szczegółowym opisywaniem żniwa, zbiorów, przygotowań na zimę ani też przepędzenia piątej rocznicy rozbicia się, gdyż wszystko szło swoim trybem, jak zwykle, bez najmniejszej odmiany. Przez następne dwa lata nic ważnego nie zaszło w mym życiu, a chociaż przykro mi było przepędzać najpiękniejszy wiek w opuszczeniu na wyspie bezludnej, z pokorą znosiłem mój los, powierzając przyszłość Bogu.

Przez ten czas lasek zasadzony dookoła groty rozrósł się nadzwyczaj krzaczasto. Liany, zasiane przez wiatry, powikłały się około krzewów i tak nieprzebyte utworzyły zarośle, że prócz krętej ścieżki, mnie tylko wiadomej, niepodobieństwem było bez pomocy topora przedrzeć się przez gąszcz. Byłem więc doskonale zabezpieczony od napadu dzikich, nie mówiąc już o koźlej jaskini, jak ją nazywałem, która ostateczną stanowiła kryjówkę.

Wkrótce zaszedł nadzwyczaj ważny wypadek. W nocy z dnia 30 na 31 lipca 1670 roku, w porze zwykle pogodnej, niesłychanym wypadkiem zerwała się szalona burza. Błyskawice co chwila rozdzierały niebo, gromy prawie nie ustawały. Cały następny dzień i noc huczała nawałnica bez przerwy. Wbiłem sobie w głowę, że niezawodnie znowu będzie trzęsienie ziemi, a lękając się zginąć pod gruzami jaskini, wyniosłem się do stajenki pomiędzy kozy, które, wystraszone burzą, tuliły się do mnie. Około północy deszcz ustał, wicher tylko dął z niepohamowaną gwałtownością.

W parę godzin później, nie mogąc spać dla przeraźliwego świstu wichru, usłyszałem nagły huk, zupełnie do wystrzału z działa podobny. Zerwałem się na równe nogi. Nie był to piorun, gdyż łoskot urwał się od razu. Czyżby to grom podziemny, zwiastujący trzęsienie, czy też o Boże, wystrzał armatni?

Dziwne uczucia wstrząsnęły całą moją istotą. Wyskoczyłem co żywo ze stajenki i pomimo ciemności i wichru, wdarłem się na szczyt mojej strażnicy, spoglądając z biciem serca ku morzu. Ledwie że stanąłem na szczycie, kiedy czerwony błysk rozdarł ciemności i drugi raz huk odbił się o nabrzeżne skały. Widziałem wyraźny blask