Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/005: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{pk|Germano|wie}} zaspane oczy; lecz gdy się dowiedzieli, że panowie obwołali wczoraj księcia wojewodą, książę zaś ogłosił natychmiast stan wojenny, zrywali się bez oporu na równe nogi i śpieszyli pod swoje znaki.<br /> |
{{pk|Germano|wie}} zaspane oczy; lecz gdy się dowiedzieli, że panowie obwołali wczoraj księcia wojewodą, książę zaś ogłosił natychmiast stan wojenny, zrywali się bez oporu na równe nogi i śpieszyli pod swoje znaki.<br /> |
||
{{tab}}Nie odrazu znalazl{{ |
{{tab}}Nie odrazu znalazl{{Błąd w druku|znalazł}} towarzysz towarzysza, jeździec konia, pieszy — tarczę i włócznię. Rozrzuceni bez porządku na dziedzińcu, szukali wojownicy swoich panów. Jeden wpadał na drugiego, silniejsi przepychali się przez tłum, nie szczędząc klątw i kułaków.<br /> |
||
{{tab}}Z uśmiechem lekceważenia przypatrywali się byli legioniści rzymscy tej bieganinie. Oni, chociaż stali obozem nie w obrębie murów dworca, lecz w dolinie, która się rozciągała u stóp góry, czekali już w szyku bojowym na dalsze rozkazy. Krótka komenda, rzucona przez setników, wystarczała, by każdy zajął swoje miejsce.<br /> |
{{tab}}Z uśmiechem lekceważenia przypatrywali się byli legioniści rzymscy tej bieganinie. Oni, chociaż stali obozem nie w obrębie murów dworca, lecz w dolinie, która się rozciągała u stóp góry, czekali już w szyku bojowym na dalsze rozkazy. Krótka komenda, rzucona przez setników, wystarczała, by każdy zajął swoje miejsce.<br /> |
||
{{tab}}Nareszcie ustały nawoływania i klątwy; wrzawa milkła — drużyny skupiły się naokoło swoich naczelników.<br /> |
{{tab}}Nareszcie ustały nawoływania i klątwy; wrzawa milkła — drużyny skupiły się naokoło swoich naczelników.<br /> |