Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/063: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
lit.
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 3: Linia 3:
{{tab|50|%}}<small>Nie będzie uczeń nad mistrza.</small><br /><br />
{{tab|50|%}}<small>Nie będzie uczeń nad mistrza.</small><br /><br />
{{tab}}Ogień palił się w piecu, przed nim siedział majster budowniczy Wojciech, sparłszy łokcie na kolanach, tuż przy nim na ławie pokrytéj kobiercem, zięć jego czeladnik Piotr i córka Marya. Cichość panowała uroczysta. Piotr czeladnik spuścił głowę, objął jedną ręką młodą swoję żonę, a druga trzymał maleńkiego synka. Stary Wojciech zdawał się ponury i gniewny.<br />
{{tab}}Ogień palił się w piecu, przed nim siedział majster budowniczy Wojciech, sparłszy łokcie na kolanach, tuż przy nim na ławie pokrytéj kobiercem, zięć jego czeladnik Piotr i córka Marya. Cichość panowała uroczysta. Piotr czeladnik spuścił głowę, objął jedną ręką młodą swoję żonę, a druga trzymał maleńkiego synka. Stary Wojciech zdawał się ponury i gniewny.<br />
{{tab}}— Słuchaj, Piętrze! — rzekł po chwili — ty mi tak drugi raz, jak dziś wobec ludzi, nie domawiąj! Szanuj moje siwe włosy! pamiętaj, że ta ręka i głowa wpoiły w ciebie to, co umiesz! Bo jak się drugi raz odważysz, won z moich oczu! precz! ty, żona twoja i dziecię! Wolę mieszkać sam jeden, jak widzieć cię pod bokiem urągającego się z mojéj starości!<br />
{{tab}}— Słuchaj, Pietrze! — rzekł po chwili — ty mi tak drugi raz, jak dziś wobec ludzi, nie domawiąj! Szanuj moje siwe włosy! pamiętaj, że ta ręka i głowa wpoiły w ciebie to, co umiesz! Bo jak się drugi raz odważysz, won z moich oczu! precz! ty, żona twoja i dziecię! Wolę mieszkać sam jeden, jak widzieć cię pod bokiem urągającego się z mojéj starości!<br />
{{tab}}— Jak ci tylko tu zawadzamy, panie teściu! — rzekł Piotr — tak najchętniéj się wyniesiem i choć zaraz! Nic na tom ci ja strawił pół wieku, ucząc się i starając, żebyście mnie potém mieli za partacza! A kiedy chcecie zobaczyć, co ja umiem, pozwólcie mi dominować tego nowego kościołka... wszakże ledwo fundamenta rzucono, niech przepadnę! jeśli jedna moja robota wszystkiéj waszéj nie zaćmi!...<br />
{{tab}}— Jak ci tylko tu zawadzamy, panie teściu! — rzekł Piotr — tak najchętniéj się wyniesiem i choć zaraz! Nic na tom ci ja strawił pół wieku, ucząc się i starając, żebyście mnie potém mieli za partacza! A kiedy chcecie zobaczyć, co ja umiem, pozwólcie mi dominować tego nowego kościołka... wszakże ledwo fundamenta rzucono, niech przepadnę! jeśli jedna moja robota wszystkiéj waszéj nie zaćmi!...<br />
{{tab}}— Ho! młokosie! łatwo gadać jak sroka, ale robić nic łatwo. Wierzaj staremu! — odezwał się majster Wojciech ze złośliwym uśmiechem. — Dobrze! odtąd ja i palcem nie tknę tej roboty... ani tam zajrzę nawet... jutro jadę do Smoleńska, i tam mnie czekają... a ty rób! to zobaczym, powrócę na sam koniec, powrócę śmiać się z ciebie, jak wyprowadzisz gołe ściany, krzywe okna i grube gzymsy. Oj! żebyś wówczas pełzał mi po nogach, żebrząc o pomoc, nic! nic! choćbyś się spiekł zc wstydu... lub we łzach utopił, nic! nic!<br />
{{tab}}— Ho! młokosie! łatwo gadać jak sroka, ale robić nic łatwo. Wierzaj staremu! — odezwał się majster Wojciech ze złośliwym uśmiechem. — Dobrze! odtąd ja i palcem nie tknę tej roboty... ani tam zajrzę nawet... jutro jadę do Smoleńska, i tam mnie czekają... a ty rób! to zobaczym, powrócę na sam koniec, powrócę śmiać się z ciebie, jak wyprowadzisz gołe ściany, krzywe okna i grube gzymsy. Oj! żebyś wówczas pełzał mi po nogach, żebrząc o pomoc, nic! nic! choćbyś się spiekł zc wstydu... lub we łzach utopił, nic! nic!<br />