Encyklopedia staropolska/Łowy: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
nowa
 
zdb - bot dokłada noinclude, czesc 3
Linia 1:
<noinclude>
{{Nagłówek
| tytuł=[[Encyklopedia staropolska]]
Linia 11 ⟶ 12:
| tłumacz=
| stopka=
}}</noinclude>
}}
'''Łowy. '''W kraju pokrytym lasami łowiectwo należało do kultury jego mieszkańców. Kto nie chciał, bywał myśliwym, jeżeli nie z zamiłowania, to z prostej konieczności. Wilki bowiem rzucały się stadami na ludzi i ich dobytek, a inna zwierzyna dostarczała mięsiwa na stół powszedni. Bolesław Chrobry utrzymywał ptaszników i łowców z różnych narodów, którzy sztucznie łowili wszystkie ptactwo i zwierzynę, jaką stoły jego zastawiano. Ponieważ, o ile jest wiadomem, arystokracyi celtyckiej zawdzięczano na zachodzie Europy wynalazek polowania z sokołem, rzecz więc naturalna, że do tego rodzaju polowania Piastowie nasi musieli przyjmować w swoją służbę łowiecką pierwszych sokolników z zachodu przybyłych. Kronikarze wzmiankują, że w tego rodzaju łowach szczególne miał upodobanie Bolesław Śmiały. Bolesław Krzywousty już w latach młodocianych obyczajem słowiańskim rzucał się z oszczepem na dziki i niedźwiedzie. Raz na łowach napadli go (r. 1106) Pomorzanie. Później ubijał nieraz dziki i żubry w puszczach Usedomskich, na wyspie u ujścia Odry położonych. Długosz powiada o łowach Krzywoustego w borach Usosińskich (''Vsosin''),'' ''gdzie było mnóstwo żubrów, i opisuje przygodę cześnika książęcego Sieciecha z rozjuszonym żubrem odyńcem. Tenże dziejopis powiada o Pawle, biskupie krakowskim (od r. 1260 do 1292), że był tak zapamiętałym miłośnikiem łowów, iż nie pomnąc na godność biskupią, gdy raz w puszczy kieleckiej jeden z myśliwych spłoszył mu zwierza, który skutkiem tego nie dobiegł do sieci, w gniewnem uniesieniu przebił go rohatyną, którą wówczas miał w ręku. Gdy wybierając się na łowy, mszę św. odprawiał, słuchali takowej jego myśliwi, trzymając w pogotowiu psy i sokoły w kaplicy. Pomiędzy sposobami łowieckimi, wymienionymi w dokumencie z r. 1287, są „stępice" i „jamy". Czem były pierwsze, domyślać się można z zatrzasku drewnianego na wilki, jaki znaleźliśmy jeszcze pod tą samą nazwą sędziwego zagrodowego myśliwca w zapadłym zakątku Mazowsza łomżyńskiego i pod wyrazem stępica w rysunku podamy. „Jamy" były to doły samołówcze, których opis podajemy pod wyrazem wilczy dół. Gruby zwierz w kniei poczytywał się wyłączną własnością pańską tj. króla w dobrach koronnych, biskupa w duchownych, szlachty dziedzicznej w ziemskich. Królowie, biskupi i magnaci utrzymywali wojska myśliwych, którym przewodniczyli łowczowie generalni. Cała ludność musiała dopomagać myśliwym, zwoływana na obławę czyli „przełaję". Liczne były w tej mierze powinności. Rzeźnicy dostarczali łbów bydlęcych dla psów, wątrób dla sokołów. Każda wieś „polska" miała obowiązek żywić psy, sokoły, podejmować łowców, albo opłacać „psiarskie". Tak wszędzie wspierani, przeciągali myśliwi królewscy, biskupi, magnaccy od „łowiska" do „łowiska" z psami, z mnogim przyborem sieci, pęt, sideł, oszczepów, łuków, kusz, z narzędziami zwanemi „kłodą", „stępicą" i t. d. Odrębny tryb życia i wielka mnogość sposobów i wyrażeń technicznych wykształciły osobny język łowiecki Polaków - (ob. [[Encyklopedia staropolska/Myśliwski czyli łowiecki język|myśliwski język]]), ściśle przekazywany i przestrzegany. Było to życie swobodne, pełne przygód i namiętnego powabu dla narodu z duchem rycerskim. Nawet uczeni biskupi udowadniali przykładami z historyi zbawienność łowów myśliwskich. Dla młodzieży były one istotnie środkiem do zahartowania zdrowia, domową szkołą życia rycerskiego i znoszenia niewygód. Chłop uciekał z roli w służbę myśliwską, jako pod tarczę wolności. Okazana przy uczcie mniejsza lub większa liczba zdobytych rogów turzych stanowiła chwałę puszczowego łowcy, spoglądającego z pogardą na dojeżdżaczy zajęcy w polu. Owoce trudów myśliwskich przynosiły zresztą wielki pożytek. Jak świadczy Długosz, solona w beczkach lub wędzona zwierzyna płynęła okrętami w handel zamorski. Czasu wojny, wożono te mięsiwa za wojskiem, jako główny zapas żywności. Szynki pobierano nieraz daniną pod nazwą ''pernae. ''Futra należały do najulubieńszych strojów i były jednym z głównych przedmiotów handlu, tak że niektóre opłaty sądowe działy się w kożuchach i błamach gronostajowych, łasiczych, kunich i lisich. Przed upowszechnieniem się groszy praskich Wacława, krążyły nieraz w handlu zdawkowym na rynku krakowskim skórki kunie i popielicze, zwane łebkami i mordkami, lub (w większej ilości powiązane w grzywy), grzywnami. Podług kronik i podania litewskiego, Gedymin na górze Swiętoroha koło Wilna r. 1320, własną ręką ubił ogromnego tura. Stryjkowski powiada, iż Jagiełło tak namiętnie oddawał się łowom, iż wolał z tego powodu przebywać w Litwie, niż w Koronie. To też na grobowcu jego wyobrażono ptaka i dwa psy myśliwskie. Chodakowski w liście pisanym r. 1819 do Łukasza Gołębiowskiego mówi, że w skarbcu cerkwi sofijskiej w Nowogrodzie Wielkim widział srebrną ogromną blatę, na której w cerkwi podają metropolicie ubiory, wyobrażającą w górze pogoń litewską, na środku księcia na koniu, rzucającego pocisk za jeleniem, w tyle zaś drużynę łowiecką i charty, doganiające zająca. Po bokach lilje i róże zdobiły to naczynie sposobem brakteatowym wybijane. Chodakowski zdumiony był pięknością tej roboty i uważał pomienioną tacę za dar albo Witolda, miłośnika łowów, albo którego z Olelkowiczów. Nietylko Kazimierz W. złamał nogę w udzie na łowach, ale i Jagiełło miał podobny wypadek, gdy r. 1426, w powrocie zimą z Litwy do Korony zatrzymawszy się w puszczy Białowieskiej, gonił za niedźwiedziem. Ruszywszy stamtąd do ziemi Chełmskiej, przepędził dni zapustne i post cały w Lubomli i Krasnymstawie, lecząc złamaną nogę. Mięso z ubitych żubrów kazał Jagiełło solić i wysyłał Narwią i Wisłą dla uczonych krakowskich w podarku. Naśladował go w tej mierze i syn Kazimierz. Długosz, naoczny świadek, bo nauczyciel dzieci tegoż króla, powiada, że w początkach stycznia 1469 r. monarcha polski, „nabiwszy w puszczach wielką moc zwierzyny, porozsyłał ją w darze biskupom, panom, senatorom, kapitule, wszechnicy naukowej i rajcom krakowskim". W innem miejscu wspomina Długosz o szubie podbitej sobolami, którą Kazimierz Jagiellończyk nosił w czasie łowów. Młody humanista i poeta niemiecki Konrad Celtes, który przybył w r. 1489 do akademii krakowskiej, aby słuchać astronomii i matematyki, wykładanej przez Wojciecha z Brudzewa (nauczyciela Kopernikowego), opisał w swych poezjach krainy nadwiślańskie, Karpaty, Kraków, saliny wielickie i polowanie na żubry. Ostatni potomek potężnego rodu Tęczyńskich zginął od dzika. W XVI w. musiało być wiele Polek zamiłowanych w łowach, skoro pisze o nich Górnicki: „Myśliwych (niewiast) nie wspominam, bo tych w Polsce pełno". Były poszukiwane psy gończe ''medjolańskie'','' ''zwane w statucie litewskim „medelańskie". Monarchowie polscy w nadaniach majątków na prywatne dziedzictwo zastrzegali sobie wyłączne prawo polowania na żubry i rysie oraz łowów z sokołami. Zdarzały się jednak rozdawnictwa i bez żadnych zastrzeżeń. Tak np. Konrad książę mazowiecki przywilejem z r. 1231 dał zobowiązanie kapitule płockiej, że jego myśliwi, ludzie z sieciami i sokolnicy do wsi kapitulnych nie będą wchodzili. Zygmunt August dozwolił chłopom w królewszczyznach na ich włókach zabijać wilki, lisy, rosomaki i zające, sarny zaś i grubego zwierza dla siebie zachował. Przy puszczach królewskich nie wolno było chłopom mieć rusznicy pod karą śmierci. Była to jednak pogróżka, jak wiele innych w prawodawstwie polskiem, która kończyła się na postrachu. Widzimy to dowodnie pod r. 1551 ze słów Lutomirskiego, podskarbiego nadwornego koronnego, który powiada o kłusownikach w puszczy Niepołomickiej, iż „Nie chce król Imć, aby wtenczas, kiedy odkupować można karę śmierci za zabójstwo człowieka, aby wilk lub jeleń większą miał wartość i większą za sobą pociągał surowość". Za Stefana Batorego ukazało się niewielkie dziełko, które w literaturze polskiej tak pięknie zdobi oddział ornitologii krajowej, a które ogłoszone gdzieindziej, byłoby za prawdziwą perłę poczytane. Jest to „Myśliwstwo Ptasze" Mateusza Cygańskiego, szlachcica mazowieckiego, wydane w Krakowie r. 1584. Henryk Walezy, przybywając do Krakowa, przywiózł z sobą z Francyi ułożone jastrzębie. Wodzicki Kazimierz przypuszcza, że musiało być niemałe zdziwienie tego króla, kiedy ujrzał w kraju nieskończoną ilość sokołów i jastrzębi wybornie „unoszonych" (czyli wytresowanych), a w sokolarniach królewskich nierównie lepsze, niż przywiezione z sobą, łowne ptaki. Atoli dwuletnia zawierucha polityczna po ucieczce Walezego wszystko to rozproszyła. Batory nie zastał ani sokolników, ani sokołów, ani nawet psów legawych. Tyle zaś miał spraw krajowych niesłychanie ważnych na głowie, tyle potrzebował czasu dla zapoznania się z rozległym krajem, prawodawstwem Rzplitej, narodem, i tyle miał trudów z upokorzeniem gdańszczan, iż pomimo namiętnej żyłki myśliwskiej potrzebował lat kilku do uorganizowania łowiectwa na wielką skalę. W pierwszych też latach panowania tego wielkiego króla zwiększają się szeregi myśliwców królewskich, tworzą się szkoły układania sokołów, mnożą się psiarnie różnych gatunków, przybywają z zagranicy sieciarze, którzy wielomilowe sieci przyrządzają i dopiero po ukończeniu pomyślnem wojny z carem Iwanem oddaje się Batory z całą swobodą w chwilach wolnych swojej ulubionej rozrywce, korzystając z owoców kilkoletniej zabiegliwości. Za sześć samic sokołów dobrze „unoszonych" zapłacił raz król po złp. 30, a za samca, który bywał zwykle tańszy, złp. 20. Była to cena dość wysoka, bo równała wartość jednej sokolicy ze 120-tu korcami żyta lub parą koni powozowych albo trzema karmnymi wołami w owych czasach. Stąd też pewien gatunek przednich a rzadkich sokołów otrzymał nazwę królewskich zwanych po francusku ''faucons royaux ''a po polsku białozorami. Przysyłali też Batoremu często w darze psy legawe (wyżły) to różni panowie polscy, to książę kurlandzki, to różni książęta zagraniczni. Książęta śląscy wielokrotnie obdarzali naszego króla psami myśliwskimi: to książę opolski, to lignicki, to książę na Brzegu, to wreszcie książę austrjacki Ferdynand. Sprowadzano dla Batorego psy z Toskanii i medjolańskie, a kiedy w 1582 r. jeden z nadwornych komorników czyli dworzan wiózł listy do królowej angielskiej Elżbiety, dał mu Batory złp. 30 na kupno psów angielskich, może t. zw. brytanów. Pomimo namiętnej żyłki myśliwskiej umiał król trzymać się w mierze i, jak twierdzi Pawiński, nie zaniedbał nigdy obowiązku dla ulubionej rozrywki. Nieraz o świcie wymykał się do lasu i wracał, gdy inni dopiero ze snu wstawali. W chwilach wolniejszych popuszczał wodze swojej namiętności wśród puszczy Białowieskiej, Jaktorowskiej, Niepołomickiej, borów mazowieckich i podlaskich. Kiedy na początku 1581 r. ma się odbyć przed wyprawą pskowską ważny sejm w Warszawie, król, pośpieszając z Grodna, znajduje swobodnych dni kilka od 7 do 10 stycznia na łowy w Białowieży. Dwór królewski obozował zazwyczaj po prawej stronie drogi z Hajnówki do Białowieży, w straży Hajnowskiej, na leśnem wzgórzu, które lud okoliczny do dziś „Batorową górą" nazywa. Łowczy nadworny Jan Krzysztoporski, który po Chybickim nastąpił na tę godność, utrzymywał wszędzie ład i porządek. Oddziałem sokolników sprawiał Łukasz Biedrzycki, ptasznik zawołany, wierny sługa królewski. Feliks Nowicki miał 16 chartów na swej sforze; inną sforę prowadził Sikora. Koniuszym nadwornym był Kacper Maciejowski, podkoniuszym - Jakób Podlodowski (nieszczęsnym wypadkiem zabity w Turcyi r. 1583). Idąc w r. 1581 z Wilna ku Połockowi i pod Psków, król codzień - powiada towarzysz tej podróży - nim na wóz wsiądzie, mszy św. słucha; gdy zatrzymano się na dwa tygodnie w Dziśnie, pracuje z wielkiem wytężeniem, sam kierując ruchami swych wojsk, a jednak „Jegomość o wschodzie słońca na zające wyjeżdża codzień" (Dniewnik, wyd. Kojałowicza, str. 18. 21). Na dzielnym królu sprawdziło się, niestety, orzeczenie Pisma św.: jakim mieczem wojujesz, od takiego zginiesz. Jeden z jego przybocznych lekarzy, Szymon Simonius, który miał Batorego w swej opiece podczas ostatniej jego choroby, twierdzi stanowczo, że zbytnia namiętność myśliwska stała się przyczyną jego śmierci (''Refutatio scripti Simonis Simonii Lucensis etc. Cracoviae'','' 1588'').'' ''Król polował w okolicach Grodna zapalczywie, nie zważając na ciężką zimę, jaka nawiedziła Polskę już w listopadzie 1586 r. Mrozy były silne, wiatry przejmujące, ciągłe zawieruchy. Lekko ubrany wracał niekiedy z kniei przeziębnięty do szpiku kości, tak że rąk i nóg nie mógł odrazu dogrzać przy większym nawet ogniu. W dniu 2 grudnia - opowiada Simonius - puścił się król na dziki ze znacznym pocztem dworzan, w których liczbie był i Simonius. Zatrzymano się w Kudzyniu pod Sokółką, o 5 czy 6 mil od Grodna, w ekonomii królewskiej. Stał na kudzyńskim folwarku dwór drewniany, który nazywa lustracja z XVIII w. bardzo starym. Mimo dolegające cierpienia, które z powodu otwartej rany na nodze trapiły Batorego od dni kilku, puścił się jednak w bory kudzyńskie. Nazajutrz uczynił to samo, ale trzeciego dnia, a było to 4-go grudnia, przerażony postępami choroby i dolegliwości, wrócił już pod wieczór do Grodna. Gorączka zwiększała się codzień, aż 12 grudnia, jak wiadomo, śmierć przedwcześnie, bo w 53-im roku, przecięła pasmo życia wielkiego króla, po 10-ciu zaledwie latach jego panowania w Polsce. Nieprzyjaciel Simoniusa, drugi lekarz Batorego, Buccella, po śmierci monarszej wszczął z nim spór zacięty, zarzucając pierwszemu nieuctwo jako przyczynę śpieszniejszego zgonu króla. Z tej ich kłótni wysnuli sobie potem plotkarze podejrzenia o truciźnie jakoby użytej w chorobie, a potwarz ta powtarzana była lekkomyślnie do naszych czasów. Za panowania Zygmunta III-go, w 11 lat po wydaniu dziełka Cygańskiego, ukazał się poemat Tomasza Bielawskiego pod tyt. „Myśliwiec", będący echem łowów Batorego, o którym autor się odzywa: