Strona:Świat R. I Nr 9 page 17.png

Ta strona została przepisana.

pisze p. Jerzy Warchałowski, jeden z założycieli jego i najczynniejszych członków — nie narzuca żadnego kierunku, pragnie tylko popierać każdy szczery talent i szczere dążenie do odrębności: kto z talentem rozwija motywy ludowe lub je umiejętnie zastosowuje, ten równie jest ceniony, jak i ten, kto tworzy bardziej samodzielnie, dając formy nowe, których związek ze sztuką narodu jest na razie niedostrzegalny.
Godnem uwagi jest credo, w którem Towarzystwo, przez usta wspomnianego swego członka i wybitnego działacza-artystę, określa stosunek swój do twórczości ludowej.
Tam, gdzie talenty są niewątpliwie, gdzie je cechuje wielka prostota, nieświadomość, a przez to nieustanna świeżość, trzeba się z nimi obchodzić nadzwyczaj ostrożnie, jak z rośliną najdelikatniejszą. Prostota życia, bliskie, ciągłe obcowanie z przyrodą, wysiłek swobodny wyłącznie dla zaspokojenia własnych potrzeb, wytwarzają ten osobliwy urok, jaki wieje od całego otoczenia, wśród którego żyją bardziej artystyczne rodziny wiejskie, urok, zaklęty w tylu wydobywanych dziś z zapomnienia poszczególnych wytworach talentów wieśniaczych. Za niesłychanie niebezpieczne poczytuje p. W. zbyt pospieszne, nieostrożne, szablonowe mięszanie się czynników nieodpowiednich do przemysłu ludowego w celu podniesienia go i tak zwanego „uszlachetnienia“.
W tych okolicach, gdzie lud wykazuje prawdziwie oryginalne artystyczne uzdolnienie, potrzebny jest nie przedsiębiorca ze swą wielką pracownią, z dążnością do masowej, jednostajnej produkcyi, ale życzliwy opiekun, znawca ludu, odnoszący się do jego oryginalnej, bodaj najprymitywniejszej twórczości, z najgłębszym szacunkiem. Trzeba, za przykładem pań angielskich i licznych stowarzyszeń kobiecych w Szwecyi, iść na wieś, zżyć się z ludem, poznać jego właściwości twórcze, odszukać bardziej uzdolnionych pracowników, otoczyć ich specyalną opieką i nie zmieniając zbytnio warunków ich życia i pracy domowej, ułatwiać im tę pracę przez dostarczanie środków technicznych i zapewnienie zbytu. W ten sposób wspomagane delikatną ręką opiekuńczą prymitywne talenty rodzinne będą się rozwijały zdrowo i samodzielnie, nie zaś podług wskazówek i pod kierownictwem zwykłych przedsiębiorców, stojących pod względem artystycznym o wiele niżej od tych sił, jakie do pracy zaprzęgają.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Technika prawie wszystkich gałęzi przemysłu artystycznego w Polsce pozostawia niezmiernie wiele do życzenia. Prawie nie posiadamy w kraju naszym wzorowych sił rzemieślniczych, a te, które są, walczyć muszą z ciężkimi warunkami ekonomicznymi. Do podniesienia więc środków technicznych dążyć należy nieustannie i z całą energią. Ale technika, to środek tylko, nie cel. Dążenie do doskonałości technicznej musi być podporządkowane dążeniu do ideału artystycznego. Musimy zdobyć się na wniesienie do twórczości naszej nowych myśli, nowych form, nowych motywów, wysnutych z głębin ducha narodowego, jeśli chcemy stanąć w rzędzie narodów, szczycących się oryginalną, własną twórczością, a znajdujemy się w szczęśliwem tem położeniu, żeśmy w dziedzinie sztuki ludowej, obok Skandynawców i Rosyan, jedni z najbogatszych w Europie.
Wyprowadzenie na jaw cech własnych, rodzimych, wytwarzanie z nich atmosfery, w której artyści polscy czerpać będą mogli, w coraz wyższym stopniu pełnemi płucami, orzeźwiający, świeży, zdrowy powiew, wnoszenie wreszcie pierwiastków artystycznych do różnych dziedzin przemysłu, są to niezaprzeczone, a doniosłe dla kultury narodowej zasługi Towarzystwa Polskiej sztuki stosowanej.
Działalność jego nabiera coraz bardziej charakteru realnego. Są gałęzie przemysłu polskiego, jak tkactwo i drukarstwo, w których — w znacznym stopniu pod wpływem Towarzystwa — zrozumiano korzyści artystycznego kierunku i tam wyniki są już wcale pokaźne. Najmniej stosunkowo udało się zdziałać w jednej najważniejszej gałęzi, w stolarstwie. Potrzeba tu większych i śmielszych nakładów ze strony firm lub osób prywatnych, trochę więcej odwagi, nieco ryzyka, więcej wiary w sztukę, więcej poczucia harmonii artystycznej i piękna w otoczeniu codziennego życia. Niech znajdzie się ktoś, co nie żałując pieniędzy, da możność Towarzystwu lub poszczególnym artystom urządzić dla siebie cały dom, a kilka takich prac szczęśliwie przeprowadzonych utoruje drogę innym i droga ta stawać się będzie coraz łatwiejszą, tańszą, dostępniejszą. Tak po części zrozumiało rzecz krakowskie Tow. lekarskie, które całe urządzenie wewnętrzne własnego domu powierzyło St. Wyspiańskiemu i umożliwiło powstanie dzieła wspaniałego. Tak pojęła sprawę reprezentacya miasta Kra-