Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/36

Ta strona została przepisana.

Sulamit milczy ogarnięta wstydem i szczęściem. Oczy jej to błyszczą, to gasną, opromienione błogim uśmiechem.
Czuje król pod swą dłonią gwałtowne bicie jej serca.
— Zapach twych szatek upaja więcej niż myrra, niż nard — mówi dotykając gorącemi ustami jej uszu. A gdy oddychasz czuję woń z nozdrzy twych, niby zapach jabłoni. Siostro moja, oblubienico moja, zniewoliłaś me serce jednem spojrzeniem twych oczu, jednym sznurem pereł na twej szyi!
— O, nie patrz na mnie! — błaga Sulamit. — Niepokoją mnie twe oczy.. Ale sama przechyla w tył swą szyję i kładzie głowę na piersi Salomona. Wargi jej czerwienią się nad błyszczącemi zębami, a powieki drżą od bolesnej żądzy. Przywarł Salomon chciwie ku jej ustom wołającym. Czuje ogień jej ust i czuje rozkoszną wilgoć języka i cały płonie od żądzy tak niepowstrzymanej, jakiej nie zaznał jeszcze nigdy w życiu...
Tak mija chwila jedna, dwie chwile.
— Co czynisz ze mną? — słabo odzywa się Sulamit, przymykając oczy. Co czynisz ze mną!