Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/58

Ta strona została przepisana.

Ale czarowne zdrętwienie chwyta naraz ciało Sulamity. Chce wstać i nie może. I nie pojmując, co się z nią dzieje, szepce, patrząc wciąż w okno.
— Ach, kędziory jego pokrywa rosa wilgotna! Alem ja porzuciła swój chiton. Jakże mi go znów włożyć teraz?
— Wstań, miła moja. Wyjdź ku mnie, piękna moja! Oto zbliża się świt, odkrywają się kwiatów kielichy, winograd rozlewa swą woń, nadszedł czas śpiewu ptaków, już z gór synogarlice dają znać o sobie...
— Wymyłam swe nogi — szepce Sulamit — jakże mi teraz stanąć niemi na ziemię?
Ciemna głowa niknie za kratą okienną, dźwięczne kroki okrążają dom i milkną u wrót. Luby ostrożnie przesuwa rękę po przez szczelinę we drzwiach. Słychać jak szuka zasuwki od środka Wtedy Sulamit wstaje, mocno przyciska dłonie do piersi i szepce, pełna lęku:
— Siostra moja śpi i boję się ją obudzić...
Nakłada wahając się sandały, nakłada na nagie ciało lekki chiton, narzuca nań opończę i otwiera wrota, zostawiając na zasuwie ślady myrry. Ale nikogo już niema