Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/119

Ta strona została przepisana.

ścieradło i wyszła z pokoju cichym, bezszelestnym krokiem, jak umieją tylko matki chodzić.
Jednocześnie z nią weszli na werandę dwaj mężczyźni. Jednym z nich był Andrzej Noricz, cioteczny brat Rjazancewa, uprzejmy, usłużny, stary kawaler, nauczyciel greckiego języka w gimnazjum. Tuż za nim szedł lekkim pewnym krokiem bardzo wysoki, kształtny, silny mężczyzna może trzydziestoparoletni. Piękny był urodą, rzucającą się odrazu w oczy, urodą smagłego bruneta, wypieszczonego, zdrowego, wierzącego w siebie. Ciemne, wilgotne, żywe oczy, zmysłowe purpurowe usta, kryjące się pod niewielkim czarnym zgrabnym wąsikiem — czyniły z niego ścisły konterfekt pięknego chłopca włoskiego.
Pani Barbara z bezwiednem zaciekawieniem zatrzymała na nim wzrok. Pierwszy raz w życiu widziała człowieka z tak złą, niebezpieczną, a przytem, niewiadomo dlaczego, tak pociągającą kobiety opinją. Spostrzegła natychmiast swe zainteresowanie, zmieszała się i oburzyła na siebie. Cóż ją może obchodzić ten Don Juan? Czyż ma się nim tak samo interesować jak Ilczenkowowa albo bezmyślna Marja? Nagle przyszło jej na myśl porównać tego eleganta ze siwym mężem. To frant, znać to odrazu — tuzinkowy, ograniczony człowiek, owszem piękny, ale istotnie w stylu fryzjerskim, mąż zaś jej, jakże jest inteligentny, naturalny, szczery, szlachetny. Wreszcie ta opinja. Czyż może mieć w jej oczach inne znaczenie nad umie-