Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak ich traktuje — mówił pułkownik, — że żaden ani żadna tygodnia tu nie wytrwa. Znasz panów naszych, wszystko to gładkie, lśniące, świecące a wiatrem podszyte.... Gadać umieją, rzadko myśleć. Wszystko wiedzą, — nie zgłębią i nie uczą się nic. Zdaje im się, że jak ród i majątek mają z łaski bożéj, tak rozum i naukę powinni mieć nie pracując na nie.... Z nią nikt z nich próby nie wytrzyma. Powiadam ci, że nieraz aż pożałowałem skonfundowanych, gdy sobie wzięła za zadanie dowieść im, że są nieuki i próżniaki.
Taka to ona — dodał Brandys....
Zmilczał major....
— Nie podobała ci się? spytał pułkownik.
— Sam widzisz, że jéj nie znam — odparł Jazyga.... Być może, iż panów nie lubi i zna ich — ale i ona też dyable pańską ma minę.
— Taka kobieta — odezwał się z zapałem pułkownik — musi czuć wysoką godność swoją, i ma prawo z góry trochę na świat patrzeć. My co ją widzimy codzień, co wiemy o jéj dobrych uczynkach.... nam zdaje się tego za mało.... Ona jest godna!!
Pułkownik w uniesieniu wyrazu nie znalazł na oddanie myśli swojéj....
Major się uśmiechnął.
— Lepszéj szkoły niż ten dom dla twojego syna.... nie znajdziesz na całym świecie.