Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

cząwszy od wyfroterowanéj jak szkło posadzki, do firanek jak śnieg białych, wszystko było świeże, nigdzie pyłku, i każdy sprzęt, każda drobnostka miała tu swe wyznaczone miejsce, jak żołnierz w szeregu. Na ścianach piękne, wielkie litografie z Verneta, wystawiały sceny wojskowe i śmierć księcia Józefa, kilka portretów sztychowanych generałów i wojskowych towarzyszyło im. Przez drzwi na pół otwarte widać było obok gabinet z biurem, równie starannie uporządkowany...
— Ani ty mi mów, majorze kochany, żeś do mnie przyjechał... zawołał śmiejąc się gospodarz. Wiem czemum to winien... wiem! Dawnom się spodziewał skorzystać z tego, że syn wziął dzierżawę w naszém sąsiedztwie... Byłeś u syna.
— Nie byłem u syna — odparł nieco zmieszany major — daję ci słowo i żołnierskiém słowem mogę ci zaręczyć, że na ten raz więcéj dla zobaczenia się z wami niż z synem przyjechałem... Chciałem cię uścisnąć, widzieć i nagadać się. Słowo daję!
Pułkownik Brandys uścisnął przybyłego milczący.
— Bóg zapłać! ale mi tego nie wybijesz z głowy, żebyś dla mnie odbył podróż.
— Słowo...
— No, to wierzę... i tém jestem wdzięczniejszy. Siadaj, stary kolego, ochoczo zawołał gospo-