Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/162

Ta strona została uwierzytelniona.

umysł jéj i naukę oceniał, tém większa go opanowywała trwoga.
W duszy ciągle powtarzał sobie:
— Trzeba ztąd Roberta wyciągnąć.... kobieta niebezpieczna.... Uchowaj Boże nieszczęścia.... przepadł chłopiec, poszedłby pod żelazny pantofel.... Strzeż Boże....
A że w czasie pobytu w Zahajach przekonał się, iż Robert miał nietylko szacunek, ale admiracyę dla panny Ady — niepokoił się coraz bardziéj.
— Dyabeł nie śpi — mówił w duchu. Choć nie ma dotąd podobieństwa, aby taka arystokratka miała mojego poczciwego symplicyusza pokochać — ale — a nuż?? Weźmie go od razu, zrobi z nim co zechce.... Nie! trzeba z chłopcem uciekać.... Bezpieczniéj to niż się narazić na nieszczęście....
To go utwierdzało w postanowieniu niezmienném przeniesienia syna do Żabliszek, a osiądzenia samemu w Zahajach.... Za pretekst mogła między innemi służyć chęć zbliżenia się do starego kolegi, a razem przygotowania Roberta do gospodarstwa na majątku, który miał odziedziczyć.
Szepnął o tém już był, przygotowując grę Robertowi — a tego dnia myśl swą odkrył pułkownikowi, uprowadziwszy go na stronę.
— Drogi mój, stary przyjacielu — rzekł do niego — tęskno mi ku tobie. — Ot, myślę sobie, nie-