Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Robert najmniejszego powodu nie daje do niepokoju o niego — ale, serce ojcowskie...
— Zlitujże się — począł Brandys — serce ojcowskie! Co ty mówisz! chyba wątroba, jeśli na nią chorujesz; to złoty chłopiec! to wzór dla młodzieży... Jakąż troskę możesz mieć o niego? My tu go często widujemy, sąsiadujemy z nim, wiemy najlepiéj jak siedzi i co robi... A! to kochać się w tym twoim Robercie! Słowo daję — winszować ci...
Nie wiedzieć dla czego, gdy pułkownik mówił, że go tu często widują, po twarzy majora przesunęła się chmura, mimowolnie usta zaciął, ale jakby się wydać lękał z tém, co go tknęło, wnet przymuszonym śmiechem i wesołą twarzą zaczął dziękować...
— Bóg zapłać za dobre słowo — rzekł — wiecie, że ojca nic tak nie uszczęśliwia jak pochwala dziecięcia. Tak Jest... mam wszelkie powody cieszyć się moim poczciwym chłopcem — ale..
Tu się zaciął major, zaczął sobie chleb smarować i posypywać serem niepotrzebnie... zwiesił głowę, umilkł.
— No — co za ale? — spytał Brandys.
Jak gdyby o wyrzeczoném — ale — już zapomniał major, oczy podniósłszy zdumione tylko, nic nie odpowiedział.