Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/188

Ta strona została uwierzytelniona.

którego wielkim zwał się zawsze — wielbicielem. Jazyga go lubił, przyjmował i nieraz w najposępniejszym będąc humorze, winien mu był, że się rozchmurzył i poweselał. Jedyny to był, można powiedzieć, przyjaciel szczery Jazygi. Wiosczyna Erdziwiłła leżała o milę od Żabliszek, — spotykali się więc często, choć sędziego w domu zastać było wielkiém szczęściem. Jeśli się to trafiło, przyjmował u siebie sercem całém, bez występu, najczęściéj nalewkami, wędliną, serem, masłem — ale z prostotą, z gościnnością ujmującą.
Sędzia, choć na pozór małego znaczenia człeczek, miał wpływ większy niż się zdawało. Swatał, bratał, zbliżał, i w wielu razach, gdy nikt nie umiał ciężkiéj sprawy załatwić, on — żartując i baraszkując — potrafił.
W drodze już major myśląc o tém jak się wziąć do trudnego dzieła, przypomniał Erdziwiłła. Nigdy on nikogo nie zdradził, można z nim było mówić otwarcie....
Drugiego dnia odpocząwszy w domu, na trzeci, choć wiosenny ciepły deszczyk przekrapiał, pojechał Jazyga do Swantyszek. Tak się zwała wioseczka pana Erdziwiłła. Może temu deszczykowi, co go od podróży nie wstrzymał, winien był, że sędziego w domu zastał....
Dworek był o dwóch słupkach, maluśki, dość chędogi, z izdebką gościnną na górce; cały w ka-