Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/192

Ta strona została uwierzytelniona.

Śmieli się oba....
— Cóż w sąsiedztwie słychać? wtrącił major.
— Jak mak siał, cichusieńko! począł Erdziwiłł. Tak przykładnéj, spokojnéj wiosny nie pamiętam. Zwykle w téj porze nowe życie wchodzi w ludzi, kochają się mocniéj, kłócą zapalczywiéj.... handlują gwałtowniéj — tego roku ani się co ruszyło.... Żaden majątku nie sprzedaje, córki nie wydaje i za łby się nie wodzą.
— Na przednówku — co za dziwo! odparł major.
— Ale bo głodu u nas nie ma — mówił sędzia — dostatek szlachecki wszędzie, tylko bratku, dawnéj fantazyi zabrakło!.... Ziewamy.... Ja tu jeden wesół na całą okolicę; gdybym ich nie rozruszał, pospaliby się....
I szła tak rozmowa o tém i owém aż do przyniesienia kawy, którą piękna dziewczyna postawiwszy na stole, zbyt prędko uciekła, jakby się oczu obcych wstydziła.... Przy kawie major westchnął.
— A co myślisz — sędzio? — rzekł — poddałeś mi ideę niezgorszą! Trzebaby Roberta ożenić. Wypuszczę mu Żabliszki.... niech życie zaczyna; bylebym dla niego znalazł stosowną, stanem równą, milą i dobrą dziewczynę.... O posag mi nie chodzi....
— Jeżeli ci o posag nie idzie — podchwycił Er-