Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/242

Ta strona została uwierzytelniona.

strasznie wydali.... gburowatymi.... Był to skutek przebywania w Ruszkowie i zaszłéj w nim samym zmiany, któréj nie poczuł, aż teraz, gdy ją mógł wymierzyć porównaniem. Nawzajem Robert się im zdał paniczykowatym, jak nie byt nigdy.... Patrzali na siebie ze zdumieniem — nie oziębiło to przyjaźni, ale nastrój do jednego tonu byt trudny....
— Cożeś ty się tam nie ożenił? hę? nie zakochał przynajmniéj? spytał Dryja klepiąc go po ramieniu....
— Dotąd, nie — rzekł Robert — a wy?
— Dryja się kocha w pannie Zofii.... wiesz?... szepnął pół głosem Sobotkowski.
— A on w młodszéj marszałkównie! do drugiego ucha nachylając się szepnął Dryja....
— Pleciesz!!
— Panien mamy ładnych huk.... dodał wesoło Sobotkowski — kawalerów brak — tylko wybieraj....
Robert udawał wesołego — ale mu było jakoś dziwnie.
— Długo ty tu zabawisz? spytał Dryja.
— Pewno nie bardzo, bo wiecie jaki czas gorący, a ja mam gospodarstwo na głowie.
— A! głupstwo — krzyknął Sobotkowski — a od czegoż ekonom! Za cóżbyśmy ich płacili, gdybyśmy jeszcze musieli sami być niewolnikami? Ja.... sobie z gospodarstwa nic nie robię.