Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

jącymi gośćmi broń prezentuje. Dziarska żołniérzy postawa świadczy wymownie, że się między synami Luzytanii zachowała tradycya tych śmiałych żeglarzy, co to, mówiąc z Camoensem, przepływali

„Por mares nunca d'antes navegados.”[1]

Sala posiedzeń wygląda wspaniale. Rozległa, obszérna, oświécona rzęsistém światłem słonecz­ném, które od strony Tagu wpada w wysokie okna, sprawia wrażenie majestatyczne. Jéj ściany, od dołu aż do szczytu, zasłonięte są szeregiem nieprzeliczonym ksiąg najstaranniéj oprawnych, a strop górny rozwija nad nami piękną perspektywę malowideł symbolicznych al fresco. Lepszego, właściwszego przybytku odszukać istotnie nie byłoby można dla obrad walnego sejmu naukowego. Powaga zewnętrzna pozostawała tu w najzupełniejszéj zgodzie z wysokim nastrojem zgromadzonego ciała. Uroczystość chwili, wielki w dziejach Lizbony wypadek, zgromadziła w murach akademii wszystko, cokolwiek z wiedzą europejską, z naukowością portugalską związek miéć mogło. Tam w głębi rzesza tysiączna, różnoko­lorowa, dyletanci ciekawi, młodzież i wiek poważny, a przedewszystkiém o śniadych twarzach

  1. Przez morza dawniéj nigdy nieprzebyte.