Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/186

Ta strona została skorygowana.

Kobiety dawały jej do zrozumienia, żeby usiadła w rzędzie i nie mówiła tak głośno, bo może mi przeszkadza. Ona odezwała się:
— Ja właściwie nie wiem, czy jeszcze mam prosić tę panią o radę, bo już mi nic nie brakuje. Miałam przyjść w sobotę, więc jestem.
I dalej ciągnęła swoje opowiadanie:
— Wycierpiałach ja, wycierpiała, jak Chrystus na krzyżu! Lekarz powiedział: „Urznąć rękę“. No, ale ręka zdrowa, chwała Bogu.
I pokazywała ją. Weszłam właśnie pomiędzy nie, więc spojrzarzałam jej na rękę. Mówi:
— Od wczoraj już wszystko nią robię. Wyciekło mi z ręki mnóstwo takiej czarnej krwi i jakiejś ropy i zaraz potem już mogłam zamknąć dłoń. Jeszcze tylko ten wielki palec mam trochę ścierpnięty.
Weszłam do pokoju, pytam lekarza, czy już wszystko z nią załatwione.
— Zabandażuj jej rękę — brzmiała odpowiedź — zmagnetyzuj, watę, natartą lekko tą borową maścią, przyłóż w miejsce, gdzie krew wyciekła i powiedz jej, niech czysto trzyma tę małą rankę, niech ma rękę zawiniętą wciąż przez cztery dni i dopiero po czterech dniach może uważać ją za zupełnie zdrową.
Kobieta po zawinięciu jej ręki położyła pewną niedużą kwotę pieniędzy na stole, przepraszając mnie, że to tak mało, ale gdy mąż powróci z wojny, to mi osobiście podziękuje i więcej mi wówczas da. Wzięłam pieniądze do ręki i chciałam je wetknąć jej z powrotem, mówiąc, że już mi nic nie jest winna, a jeśli będzie mogła coś dobrego zrobić, niech zrobi dla drugich. Lecz kobieta energicznym ruchem ręki dała do zrozumienia, że pieniędzy z powrotem nie przyjmie. I ja uczułam lekkie zaciśnięcie palców, w których trzymałam pieniądze i zdałam sobie sprawę, że nie ja, tylko kto inny włada w tej chwili moją ręką i odkłada pieniądze znów w to samo miejsce.