Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/40

Ta strona została przepisana.

śmierci. Nagie konary, pozbawione piękności, pozbawione soków prawdziwego życia, śpią — a wichry tak chętnie połamałyby już napozór zeschłe konary. Zniweczyć, co stworzone przez Boga i zacząć życie nowe, bez długiej wieczności, z ciągłą zmianą, życie według Woli innej, własnej, w wyodrębnieniu od Woli pierwotnej, od wolnej Dobrej Woli! Lecz w korzeniu krążą soki i konary pozornie martwe są niemi wciąż dostatecznie zasilane, by znów po pewnym czasie mogły wydać nowe, piękne życie.
Mały ten obrazek symboliczny nie oddaje dostatecznie właściwej treści porównania. Czemże jest bowiem korzeń drzewa, uśpionego w zimie, wobec tego wielkiego korzenia Boskiej Miłości, który wciąż zsyła na wszystkie strony soki życia i niweczy prądy śmierci! Niedostateczne to porównanie, bo na ziemi ostre mrozy mogą zniweczyć i korzenie i wówczas drzewo już się z wiosną nie może ocknąć do życia. Ale ten mróz, choć zwarzy korzenie, nie zdoła jeszcze zniszczyć w przyrodzie tych atomów, tych sił żywotnych, które pobudzały soki w zmarzniętem drzewie i korzeniu do krążenia — i z niemi to można poniekąd porównać Rosę Boskiego Życia, spływającą ustawicznie na ziemię i niweczącą zgubny wpływ śmierci.
Smutna to prawda, jaką to manną — rzekomo z nieba — karmi całe pokolenia ludzkie świat ducha, wiedzący o tem, że mało kto z ludzi dojrzy świat duchowy i zrozumie jego życie. Wszak zapomnienie dalekiej przeszłości i nieznajomość przyszłości odgrywa pierwszorzędną rolę w tej nieświadomości spraw duchowych, a zbudzić się tak trudno bez właściwej pokory i zdania się na wolę Bożą.
A chociażby kto przez cały jeden, drugi i więcej jeszcze żywotów czynił dobrze, poświęcając się w największej mierze opiece nad bliźnimi, lecz przy tem mylnie pojmował prawa boskie i przyjmował za ostateczne prawdy martwą literę, jakiej go nauczono na ziemi — zwłaszcza jeśli chodzi o te prawdy najwyższe, świadectwa o Bogu, o Chrystusie, które są pod wielu względami mylnie ludziom podawane — to chociażby się zamknął i w murach klasztoru i od rana do wieczora na klęczkach odmawiał pacierze — trzeba jednak być jeszcze bardzo ostrożnym, gdy w autosugestywnej ekstazie, wywołanej miłością do Boga, budzi się jego wzrok duchowy i on widzi, jak mówi, świat inny, poza tym grzesznym światem.
Bo dokądże może się wzbić w tej wyuczonej z pisma modlitwie i znajomości Boga duch jego? Nie znacie w całości potęgi sił ziemi, po której kroczy wasza noga. Bardzo słabo czasem dostrzegacie, a najczęściej tylko we śnie, różne obrazy na kliszy astralnej, których nawet nie rozumiecie i nie troszczycie się o to, by je zrozumieć. Nieraz w tym śnie przeżywacie wiele; lecz rano po przebudzeniu się w cielesnej swej powłoce machniecie na to ręką, a nawet wstydzicie się przyznać, jeśli przykładacie jaką wagę do owych tajemniczych przeżyć. Bo któżby o tem mówił? Przecież to tylko sen!
Nieraz się zdarza, że człowiek stroniący od świata, zamknięty w murach klasztoru, uczęszczający pilnie do kościoła, by słuchać Słowa Bożego, podawanego przez usta kaznodziei — zaczyna się budzić. Bo jakże może być inaczej? Im mniej się myśli o wygo-