Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/41

Ta strona została przepisana.

dach ciała, im więcej umartwia się — rozsądnie, czy głupio — swoje ciało, tem wolniejszym staje się duch. Lecz, gdy jego duch może się już rozejrzeć, widzi nasamprzód tylko to, co sam może pojąć i co mu przedstawia jego wiara, wyrosła na podłożu zapatrywań wielu ludzi i duchów niewcielonych. A teraz przychodzi natchnienie.
O, bo czyż mało tych wiernych, modlących się w sposób wyuczony, z przygrywką tylko budzącego się lepszego ich „ja“? Czyż mało ich w zaświecie? Wszak wierzyli, że Bóg Ojciec siedzi na jakimś tronie w niebiesiech, a naokoło Niego wielu świętych, pobożnych wiernych. Budzący się duch przedewszystkiem szuka tego Boga na tronie niebieskim.
Wiecie — wszak i wasi uczeni zimnym rozumem już zbadali, — że wszystkie widziane na ziemi obrazy odbijają się na siatkówce oka. Jeden drugiemu ustępuje tam kolejno miejsca na tym ekranie życia. Te, które już ustąpiły, trudno uczonemu dojrzeć przez szkiełka i uchwycić na delikatne płyty fotograficzne. Słyszeliście już zapewne o tem, że zbrodniarz wraz ze swem morderczem narzędziem zostaje odfotografowany w siatkówce gasnącego oka swej ofiary. Oko dalszych obrazów już uchwycić nie zdoła, bo przerwane w niem zostają te funkcje niewidzialne, przyjmujące dalsze klisze.
A tu pobożny klęczy całemi godzinami i dniami, ujmując sobie nocnego wypoczynku. Dla wyobrażenia sobie choć w przybliżeniu wiecznego światła życia, wiecznej jasności, pali świece na ołtarzach, przed obrazami Chrystusa, lub różnych świętych — tych szczęśliwych istot, którym dane jest przebywać w wiecznej jasności. Przychodzi chwila, iż duch jego zaczyna się budzić. Obrazy, chwytane przez soczewki oka, o ile często, bardzo często się powtarzają jedne i te same, mają już tę swoją myślową siłę, że przed budzącym się duchem realizują się niejako. W tym wypadku zjawiają się przed pobożnym obrazy ołtarzy rzęsiście oświetlonych i mniej lub więcej unoszą go od ciała, przenosząc go w myślach tam, gdzie tak pragnie się znaleźć — do nieba. Słyszy i głosy z tego nieba, bo i jakże może być inaczej? Duch żyje, a przez to łączy się już świadomie i ze światem duchów. Widzi ołtarze, widzi cudowne obrazy świętych. Ach, cud boski! Święci na tych obrazach żyją, mówią, uśmiechają się i ronią rzewne łzy. O! wszak i Chrystus na krzyżu, taki wielki, jak żywy, zdejmuje rękę z krzyża i woła go do Siebie!
Takie widzenia i rozmowy ze świętymi to tylko odzwierciedlenie myśli, poprzednio już stworzonych w wyobraźni danej osoby przed przebudzeniem się. Wszak celem jej jedynym było dostać się do nieba, gdzie świecą wieczne światła, śpiewać i wychwalać Boga po wieczne czasy. I w miarę poddawania się tej swej boskiej kołysance doznaje taki człowiek budzący się w klasztorze coraz to więcej wzruszenia w świecie ducha.
O, bo iluż to ludzi odeszło w zaświaty z tem samem pragnieniem i z taką, jak on, znajomością życia, śmierci i prawd boskich? Gdzież oni są? Jeżeli rozmyślnie nie grzeszyli i starali się dobrze czynić według swych sił, to wielu ich jest rzeczywiście w niebie, lecz w tem niebie swojem własnem, wymarzonem, ograniczonem. Ileż tam