Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/42

Ta strona została przepisana.

ołtarzy i światła wiecznego, podtrzymywanego myślą tych, których spotkało to szczęście, że Bóg ich przyjął do nieba! Tam w swej nieświadomości czekają tylko na „sąd ostateczny“, na którym ludzi, grzeszących na ziemi, spotka kara w piekielnej otchłani wiecznych udręk, boleści, a dobrzy pomnożą ich rzędy i wtedy dopiero radość i wesele będzie prawdziwe i większe światło świateł zapłonie.
Jeżeli zaczynają z pewną niecierpliwością wyczekiwać sądu ostatecznego dla polepszenia swego bytu i tem większej radości, to i tam do tych ich niebiańskich wyżyn, które nawet nie sięgają na inną planetę, znajdując się tylko w astralnym świecie, przenoszą się ci, co mają im jeszcze coś do powiedzenia. I nietrudno im zaciągnąć postronek hardości, wiszący tym „zbawionym“ na szyi, każąc im chwalić, chwalić Boga bez ustanku, a w chwale tej myślą domagać się ukarania niewiernych. Sami zaś wysuwają zdała swoją kliszę, na której widnieje obraz wiecznego cierpienia — nie ten prawdziwy obraz cierpień karmicznych, stwarzanych przez nich dla ludzkości, i przez samą ludzkość dla siebie, ale taki, jak artysta malarz maluje w swej fantazji — obraz piekła z ognistemi językami, w których się smażą i pieką grzesznicy.
Wszak na ziemi są już filmy mówiące i będzie jeszcze więcej podobnych cudów. I oni mają również swoje filmy, dające złudzenie rzeczywistości. A im bardziej tamci są zachwyceni takiem wytłumaczeniem, ukazywanem im przez Boga, tem bardziej ci ich zasilają swojemi „prawdami“.
Kiedy taki pobożny człowiek, który się zaczyna budzić duchowo, dostanie się w swych widzeniach ekstatycznych pomiędzy takich „zbawionych“ w ich niebie, a to dzięki drzemiącej na dnie jego duszy hardości, takiej samej jak u nich, w połączeniu z nieświadomością spraw boskich, nic dziwnego, że płynąc w ich fali myśli i myśli im narzuconych, opowiada potem na ziemi z przekonaniem i wiarą, co mu Bóg objawił, jak tam wierni weselą się i chwalą Boga, a jakie to męki czekają tam grzesznych ludzi. Już z całą stanowczością twierdzi, że widział tych grzeszników, męczących się w czyśćcu, czy w piekle. W istocie zaś widział tylko ten ruchomy, mówiący, jęczący film, wytworzony sprytnie przez duchowych inżynierów czarnej magji. Twierdzi już, że Bóg mu ukazał te cuda. Jeśli znajdą się łatwowierni, przyjmujący za dobrą monetę jego opowiadania o tych nadprzyrodzonych, boskich sprawach, to już niewiele potrzeba, by go uznano za świętego, nawet jeszcze za życia na ziemi.
Czyż przez to uświęcenie zmaleje hardość i głupota owego człowieka, budzącego się duchowo?
O, do takiego już w rękawiczkach zbliżają się sprytne duchy, wchodząc z nim w układ, który on nieświadomie przyjmuje. Widzą człowieka, uznanego na ziemi za świętego i widzą także jego karmiczne sceny, widzą księgę jego życia otwartą i szukają w niej, ile stronic tam jeszcze zapisanych na ich korzyść. Lecz i dobre duchy z tem większą siłą wysyłają mu wiele, wiele jasnych, rozsądnych myśli, pragnąc zatrząść jego jestestwem, przywieść go do opamiętania, by przestał schodzić na dalsze manowce złudzeń i pokuszenia.