Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/48

Ta strona została przepisana.

przykładali wagi do jego dobrych słów, a tem samem by i oni nie zaczęli się przechylać na dobrą stronę.
Tak to niejeden duch, pełen dobrych chęci, zradza się, przechodzi przez szereg wcieleń, ale póki oni mogą mu zmiatać te różne przeszkody i brudy, poty on grzęźnie w nich, skoro tylko trochę załamie się w nim ufność i wiara w Boga i zawieje mu z hypnotyczną siłą wiatr mylnych pojęć o Bogu na ziemi, wstrzymując go w dalszej drodze. Powtarza więc swoją wędrówkę, przechodzi przez różne cierpienia własne i narzucone mu, ale nigdy i nic nie potrafi zgasić w jego duchu tego postanowienia, które powziął w dobrej woli — postanowienia powrotu do Niego, do Ojca swego. Duch taki gotów rzucać się raz po raz w otchłań piekielną pełen ufności, że Bóg mu poda swoje dłonie, Bóg mu ześle pomoc, by nie zginął tam na wieki. Rzuca się w otchłań piekielną złej woli z myślą zostawienia tam i zniweczenia wszystkiego, co na nim ciąży, by spaliło się w otchłani cierpień, bo wie, że duch Boży w nim nie zginie i już jako czyste złoto, bez twardej rudy i skorupy uniesie się stamtąd, by złączyć się ze światłem wiekuistej miłości.
Każdemu, kto w któremkolwiekbądź zrodzeniu złożył, czy składa z głębi ducha ślub wierności Bogu, śpieszą z pomocą rzesze aniołów, czyli dobrych duchów, bo on przez złożenie tego ślubu daje im do tego prawo. Czuwają nad nim, gdy z życia do życia oczyszcza się jeszcze na ziemi i podtrzymują go, kiedy upada pod ciężarem własnych win i nieraz się jeszcze rani.

„Zaprawdę mówię tobie: dziś ze mną będziesz w raju“[1] — powiedział Chrystus do jednego z łotrów, gdy ten, ociekając krwią, patrzył nań z ufnością i prosił, by wspomniał o nim, kiedy odejdzie z tego piekła ziemskiego. Nie przed każdym jednak, kto w cierpieniach odchodzi z tego świata i woła: Panie, otwórz mi bramę niebios, bo cierpię“ — nie przed każdym ta brama niebios otwiera się tak, jak się otworzyła przed łotrem, wiszącym na krzyżu. O, bo ten człowiek, zwany łotrem, już od dłuższego czasu obiecał Bogu, że do niego powróci. To też przez szereg żywotów wycierpiał już wiele, smagany przez swoje własne winy i przez niskie moce, które wciąż usiłowały załamywać jego wiarę w Boga i przedstawiać świat i życie w nieprawdziwem świetle, wywracając mu jego poglądy na życie i mącąc świadomość tego, co sobie przedsięwziął. Wreszcie zrodził się po raz ostatni, by spłacić resztę długu temu światu, a było to w tym czasie, gdy Chrystus żył na ziemi. Wówczas to na ostatek niskie moce najbardziej sobie na nim użyły, nie wiedząc jednak, że tu już będzie położony ostateczny kres ich znęcaniu się nad biedną ofiarą. W chwilach, kiedy duch tego człowieka, nazwanego później przez sąd i lud łotrem, odłączał się od ciała, by pobujać trochę w przestworzach, tracąc z niem na chwilę częściowo związek, zabierały mu niskie duchy jego ciało i naprzemian się w niem zmieniając popełniały niejedną zbrodnię w krótkim przeciągu czasu tak, że biedny „łotr“, przychodząc ze swej swobodnej wędrówki w zaświecie,

  1. Ewang. św. Łukasza XXIII. 43 (Przyp. wyd.).