Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/52

Ta strona została przepisana.

We wszystkich swych wędrówkach ziemskich, które odbywała w przeciągu ostatnich dwóch tysięcy lat, przechodziła przez te góry nieprawości, padając niejednokrotnie ze zmęczenia i raniąc się boleśnie. I w tem życiu przechodziła jeszcze przez te brudy, pozmiatane jej na drogę — brudy dawne, jej własne i nagromadzone w złej woli przez innych — a chociaż potykała się, nie upadała już i nie raniła się już sama, lecz inni ją ranili.
Jeszcze i na długo przed żywotem jej za czasów Chrystusa, bo już sześć tysięcy lat wstecz były u niej odruchy dobrej woli. Walczyła już wówczas nieraz przeciw czarnej magji. Sama wie wiele z tych wszystkich żywotów swoich na ziemi — i z tych czasów także, gdzie już pamięć ludzka nie sięga i po których to nie zostały żadne ślady w postaci różnych znaków i hieroglifów, wtłoczonych w papyrusy, czy wyrytych na kamieniach.
Trochę ciężkie to dla niej zadanie, by pisać o tych sprawach, o różnych swoich żywotach na ziemi, bo musiałaby w rożnem świetle siebie samą ukazywać, chcąc mówić prawdę. Toteż z posmutniałą twarzą wysłała prośbę w przestworza, by została bodaj w połowie wyręczoną, niechaj przez usta jej poda kto inny sprawy tak, jak się miały w istocie, by ona swoją wolą nie stawiała przypadkiem jakiejś ściany dla przemilczenia lub nieścisłego podania pewnych faktów.
Wrócę do czasów, kiedy Chrystus żył ma ziemi. Nie będę podawał nazwisk, ni imion osób, które wówczas żyły i które Agni poznała, w tym czasie, a w obecnej wędrówce znów spotkała, spotyka i jeszcze będzie spotykać. Lecz każdy szczerze szukający prawdy, jeśli zapragnie poznać bliżej te osoby, to o ile poznanie ich będzie mu istotnie potrzebnem dla jego rozwoju duchowego, będzie mógł dowiedzieć się od Agni, pod jakiemi nazwiskami żyli oni i żyją obecnie na ziemi.
O dobrym Jezusie nieraz jeszcze będziemy mówić, by umożliwić lepiej ludzkości poznanie Jego bezgranicznej dobroci.

∗             ∗

...I wybiła godzina w przeznaczeniu Chrystusa, kiedy zaczął nieść ulgę biednej ludzkości, ulgę, w postaci uchwytnej już dla cielesnych oczu ludzkich. W każdym poszczególnym wypadku, gdy położył ręce na chorego, by przywrócić mu zdrowie cielesne lub duchowe, gdy budził kogo ze snu śmierci, do którego ciało jego zostało ułożone, zawsze, zawsze miał każdy sposobność ujrzeć nietylko Człowieka, dobrze czyniącego, ale i głębokość Jego ducha, ogrom Jego miłości dla ludzi, miłości niezmierzonej, przejawiającej się nietylko w danym momencie niesienia im pomocy, ale nigdy nie ustającej, trwającej od wieków na wieki.
Nie będę wspominał tych wszystkich, którzy skorzystali z tej pięknej sposobności, by rozbudzić w sobie dobrą wolę i by złożyć przyrzeczenie, przypieczętowane ślubem, skropione serdeczną, czystą łzą: „Do Ciebie, Boże, wrócę!“ Wszak obrazy, przedstawione tu, powiedzą wam wiele.