Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/56

Ta strona została przepisana.

ma, oraz z koroną z opali na głowie; wąż ten sięgał swoim ogonem aż do łokcia, głowę mając umiejętnie ułożoną na zaokrągleniu ramienia. W ręku trzymała skrzyneczkę z dwoma sznurami pereł: jeden z nich skradziony matce, drugi jej własny, podarowany przez wielbicieli.
Pomocnik jej przyniósł wieść, że uczniowie już śpią; oprowadził ją wśród nich, by się naocznie przekonała, że tak jest. Istotnie spali twardo. Wówczas on udał, że się oddala, nie chcąc napozór być świadkiem jej zbliżenia się do Chrystusa. W rzeczywistości jednak ukrył się w pobliżu i stamtąd ją śledził. (I z tym spotkała się w obecnem życiu.)
A ona poszła w to miejsce, gdzie według jego wskazówek miał się znajdować Chrystus. Ujrzała Go i cała zadrżała dziwnym, błogim dreszczem. W pełni blasku księżyca stał cicho, z wyciągniętemi lekko przed siebie dłońmi, jakby wszystkich, wszystkich wołał ku Sobie, modląc się. Twarz Jego jaśniała nadziemską jasnością.
— Oddam Mu te skarby w skrzyneczce, niech ma dla biednych — jeśli tylko zechce ze mną mówić!
I już zbliżała się ku Niemu. Lecz za każdym krokiem doznawała niepojętych dreszczy i wzruszenia, jakich przedtem nie znała. Wiedziała, że księżyc świeci w całej pełni i że nie jest gorąco — a jej się wydawało, że żar słoneczny zlewa się na jej ciało — żar dziwny, niesamowity. Oddech jej stawał się ciężkim i za każdym krokiem czuła, jakby jej ołowiane kule na nogach ciążyły. Przystanęła.
Wtem usłyszała cichą modlitwę Chrystusa. Cicho wymawiane słowa brzmiały coraz silniej w miarę, jak się od Niego oddalały. A jaki dziwny był dźwięk tych słów!... Myśli jedna za drugą szły, płynęły i miała wrażenie, że płyną na wszystkie krańce świata, że przenikają głębię wód, twarde skały, wysokie góry, że przechodzą przez wnętrza serc wszystkich ludzi i płyną, płyną gdzieś w nieskończoność...
W tem zadumaniu i zasłuchaniu się w myśli Jezusa zapomniała o swej kokieterji. Szatę miała tylko lekko zarzuconą na ciele, by mogła się z niej szybko uwolnić, a na cześć pięknego Nazarejczyka bez świadków przed Nim nago zatańczyć. Lecz te myśli już ją opuściły, gdy w zdumieniu i zachwyceniu słuchała słów Jego modlitwy. Została jeszcze myśl: „Oddam mu perły dla biednych.“ Zrobiła zdecydowany ruch w Jego stronę, otwierając skrzyneczkę z perłami. Lecz On wyciągnął dłoń w jej stronę, jakby ją chciał zatrzymać tak, że przystanęła. Dzieliła ich niewielka przestrzeń. Wyczuła, że On patrzy na nią... Dziwne było to spojrzenie. Ona nie śmiała podnieść ku Niemu oczu. Perły, jakby się zamieniły w żyjątka, wgryzające się w jej ciało, sprawiały jej boleść. Wąż ze złota jakby oślizgły wpijał się w jej ramię, a odwijając się od ręki, otoczył jej piersi i biodra, wyrastając w olbrzymiego, prawdziwego gada. Raził chłodem, to znów żar piekielny sypał się z jego ciała. Palce jej były jak skute w kajdanach. Czuła, że w tym stanie ani kroku dalej postąpić nie może, by zbliżyć się do Jezusa. Położyła skrzynkę na ziemi i zaczęła zrzucać z siebie drogie kamienie, złotego węża i pierścienie. Ode-