Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/64

Ta strona została przepisana.

nownie ślub wierności wśród piekła życia na ziemi. Pragnienie, by czynić dobrze, odzywało się z coraz większą potęgą w jej duchu.
Odstąpili od niej faryzeusze — lecz nie mogli jej darować, że na nikogo z nich nie spojrzało jej oko i nie pozwoliła się podnieść z piasków, nie przyjmując od nich pomocy, jak również ani słowem nie odpowiadając na ich drwiny i uśmieszki. Baczne oko zaczęło ją pilnie śledzić, baczne oko Złej Woli, która całą siłą broniła się przed zwycięstwem Woli Dobrej. Niebawem wszyscy, dotychczas jej bliscy, krewni i znajomi, dowiedzieli się, że porzuciła dawniejsze życie i słucha nauk Chrystusa. Została wyklętą przez swoją rodzinę; z ubolewaniem mówiono też o niej wśród jej wielbicieli. A ten, który przeszedł wspólnie z nią wiele żywotów, mając już stargane w duchu struny, na których mogłoby znaleźć oddźwięk pojęcie prawdziwego, boskiego życia, najbardziej odczuwał stratę jej, najmocniej odczuwał nieobecność tej, którą kochał. Myśli jego dolatywały ją, gdy siedziała w pobliżu uczni wśród ludzi, słuchających nauk Chrystusa.
„Czyń dobrze“ — odzywało się często w jej duchu. Lecz ledwo sobie zaczęła uświadamiać, co ma czynić, by się to zgadzało z wolą Bożą, już Niskie Moce narzucały na nią oka sieci, tworzące krąg naokoło niej i ograniczające bystrość jej myślenia, a nasuwały jej obraz, stworzony przez siebie, który napozór też nie odchylał się od woli Bożej.
I ujrzała swego towarzysza, w kręgu narzuconych jej właśnie myśli: „Idź, przyprowadź go, niech on także posłucha słów Mistrza.“
Pod wpływem tej sugestji nagle, wśród kazań Chrystusa, nie zdając sobie jasno sprawy, co czyni, pobiegła szukać zbłąkanego towarzysza, by przyprowadzić go do Jezusa. A gdy znalazła się w jego bliskości, to on, dostatecznie już pokrzepiony myślami, sugerowanemi mu przez złe duchy, które przy tem wszystkiem napełniały go żarem namiętnej miłości do niej i pragnieniem przebywania w jej bliskości, zaczął ze łzami w oczach prosić ją, by się opamiętała i wróciła do porządnego życia, gdyż takie włóczęgostwo i nędza nic dobrego jej nie przyniesie. Całował jej przytem stopy i ręce i raz po raz zaklinał się, że bez niej żyć nie może, że zginie, że targnie się na życie i t. d. A w jej duszy wciąż brzmiało: „Czyń dobrze“ — i już znak zapytania, jak wąż zawisł nad jej sercem: „Czyż byłoby to dobrym czynem, gdybyś go opuściła, a on pozbawiłby się życia?“ i t. d.
Zmagania były straszne — lecz zawsze po takiem zmaganiu się wracała do Jezusa. Po dwa i trzy dni nie oglądały jej oczy cudów, czynionych przez Niego, a duch jej nie mógł zrozumieć Jego słów łagodnych, zagłuszany burzliwym krzykiem rozpaczy i łzami swego przyjaciela na ziemi i przez istoty niewidzialne, które sprytnie mąciły jej myśli. Te to zawsze starały się, by któryś z tych faryzeuszy, przybierających na siebie nieszczerze rolę uczniów Chrystusa, przyczołgał się gdzieś za nią i ujrzał ją w namiętnych uściskach jej przyjaciela. Wracał cichaczem do grona uczniów Mistrza, by im oznajmić, że ta, która tak bezczelnie śmiało siada u stóp Chrystusa, tonie w bezgranicznej zmysłowej rozkoszy w uściskach przyjaciela.