Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/70

Ta strona została przepisana.

— Niema Go tu!
To „niema Go“ — było potężną, strzałą, przeszywającą ducha jej aż do głębi. Wszystkie boleści, jakie dotąd przeżyła, wszystkie wiekowe udręki nie mogły się równać z ogromem tej boleści. Zaczęła sobie usilnie przypominać tego Jezusa i Jego słowa: „Ojciec mój w niebiesiech...“, więc zapytała myślą:
— Gdzie On jest?
— Jest u Boga — brzmiała odpowiedź.
Surya poczuła, że ona właściwie tak samo kocha tego Boga, jak Jezusa.
— I ja chcę pójść do Niego — odezwała się.
Lecz dokoła panowała głucha cisza — nikt nie dał odpowiedzi przyzwalającej.
Ogarnął ją lęk, co teraz uczyni. Odeszła z tego świata i gdzież znajdzie Jezusa swego kochanego?
Wtem uczuła się przeniesiona na tę górę, gdzie spoczywał przygnieciony papyrus z jej testamentem. Postawiono ją w pobliżu miejsca, gdzie stał krzyż Chrystusa i usłyszała ponownie słowa, któremi ostrzegały ją dobre duchy, gdy chciała skoczyć ze skały: „Nie odchodź z tego świata z przekleństwem na ustach!“ Równocześnie przypomniała sobie Zbawiciela, spoglądającego miłosiernem okiem na zastępy bluźniących Mu ludzi, wołających: „Ukrzyżuj!“ I usłyszała słowa Chrystusowe: „Panie, oświeć ich, bo nie wiedzą, co czynią!“ — a w tejże chwili żywo stanęły jej w pamięci własne jej słowa: „Zgiń, plemię jaszczurcze!“ Ujrzała, jak wielu z tych, co krzyczeli przeciw Jezusowi, było w tej chwili opętanych przez niskie duchy, choć sami nie wiedzieli, że są opętywani, że działają pod wpływem cudzej złej woli i że złe myśli, jakie się rodzą nibyto w ich głowie, są im narzucane z zewnątrz. Widziała straszne potwory elementarnych myśli, widziała całą tę otchłań piekielną w życiu ludzkości, będącą dorobkiem i ciężarem zarówno ludzi w ciałach, jak i duchów bez ciał, żyjących sprzecznie z wolą Bożą.
Zdjęta trwogą przeniosła się z błyskawiczną szybkością ku swym zwłokom. Naokoło nich zaczęła się już zbierać grupka dziatwy i dorosłych. Niebawem usłyszała wymianę zdań na temat przyczyn jej samobójstwa. Jedni twierdzili, że uczyniła to z powodu swego przyjaciela, inni że chciała pójść za Jezusem.
I stało się, że nikt nie chciał się zająć jej zwłokami, gdyż przez żydów była wyklętą, a chrześcijanie nie uważali jej za swoją, bo nie była ochrzczoną z wody. Rodzina nie zgłaszała się po nią, wierni też nie przychodzili. Przyszedł tylko jeden głuchoniemy, którego ona przyprowadziła była przedtem do Jezusa, by błagał Go o wyleczenie. Lecz kiedy Chrystus zaczął mówić, twarz głuchoniemego rozpromieniła się radością, bo on wszystkie Jego słowa, Jego myśli słyszał i rozumiał w duchu — i zapomniał o swojej niedoli, zapomniał, że jest głuchoniemym i że miał prosić o wyleczenie. Był w obecności Jezusa szczęśliwym i nie odczuwał pragnienia wymiany myśli zapomocą mowy. Smutny po odejściu Jezusa nie znalazł pociechy ni zrozumienia u wiernych, bo ci nie zwracali na niego wiele uwagi,