ziemi. Po części spłacają jeszcze swoją Karmę (jak i ona ją spłacała i jeszcze będzie spłacać), aż wybije godzina ich pracy na ziemi, kiedy to ślub, dany Bogu, świecący im jak gwiazda przewodnia z życia do życia, obudzi ich ducha do czynu i prawdziwego życia na ziemi.
Wielu też jeszcze się zrodzi z tych dawnych uczniów Jezusa i Jego wiernych, by objaśnić to, co jest ludzkości niezrozumiałem i by prowadzić ją ku świetlanym wyżynom ducha.
Wszak i ten, który miał iść z nią razem zbudzić Łazarza — i on spotkał się z nią w obecnem życiu i chętnie podaje nam pomocną rękę w wypełnianiu woli Boga na ziemi, zostawiając za sobą wiele pogasłych cieni, któremi go niskie moce otaczały, by nie dać mu możności zdradzania prawdy.
Kiedy ciało Suryi zostało pogrzebanem, podążył on wolnym krokiem ze smutkiem w duszy na górę, na której Chrystus został ukrzyżowany. Uginał się pod ciężarem dręczących go myśli.
Zadumany zaszedł powoli na górę, smutno rozglądając się po niej, patrząc w głębokie przepaście i szczeliny, wytworzone przez trzęsienie ziemi po ukrzyżowaniu Jezusa. Wtem ujrzał szmateczkę, poruszaną wiatrem niby ptaszek, trzepocący skrzydełkami po kamieniach. Pochylił się, odsunął kamień, usiadł na nim, a wydobywszy papyrus, zaczął czytać ową spowiedź i skargę Suryi. Z dokumentu tego zrozumiał dopiero to, czego nie mógł zrozumieć dotychczas. Ujrzał naraz ogrom jej miłości do Jezusa, ujrzał wiele rzeczy, na które był dotychczas ślepy. Przypomniał sobie też wzgardę, jaką oni ją otaczali, kamienując ją nią poprostu, jak się kamienuje nieszczęśliwych grzeszników. I nagle stało się, iż nie mógł dostrzec u niej żadnego innego grzechu, jak tylko namiętną miłość do towarzysza życia, która zamieniała się w bezgraniczną miłość do Jezusa.
Naraz wszystkie te kamienie pogardy zaczęły jakby bić wprost w jego piersi i zdało mu się, że mu rozbija serce na atomy. Podniósł ręce do góry i zawołał wielkim głosem:
— Suryo, możesz mi darować?
Wtedy duch jej zbliżył się i złożył pocałunek na jego czole.
A Bóg błogosławił tej miłości, bo boski spokój otoczył ich w tej chwili. I zapisanem zostało w gwiazdach:
— Miłość, która was połączyła, nie dla was jest, lecz dla innych.
I w tem życiu, gdy fala przeszłości przypłynęła i ożył obraz tamtej sceny wraz z dawną siłą uczuć, zostały im znów powtórzone słowa powyższe, przyczem uświadomili sobie jasno cel swego spotkania tu na ziemi i wspólnej pracy, jaka ich czeka.
Bały się niskie moce spotkania się tej garstki ludzi, która może sobie uprzytomnić, dlaczego tu właśnie żyje na świecie, bały się, by nie ożyły u nich wspomnienia, uczucia i myśli z dalekiej przeszłości i by nie przypomnieli sobie jasnej postaci Syna Bożego na ziemi. Toteż wiele przeszkód czyniono, by utrudniać ich spotkanie, a gdy ono jednak nastąpiło, mącić im jeszcze myśli, by sobie celu swojego nie uświadomili.