Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/248

Ta strona została przepisana.

przeżytemi formami, wytwarzający jedynie duchy ciemne i powstrzymujący udoskonalenie ludzkości, ma nowa nauka odrodzić!
Rzecz naturalna, iż propaganda szerzona raz przez Towiańskiego po kościołach paryskich, wreszcie przez poetę w Kolegium, musiała na siebie zwrócić uwagę zarówno władz duchownych, jak świeckich. W lipcu, 1842 Towiański otrzymał rozkaz opuszczenia Francyi; następnie przeciw wykładom poety zaczęły się podnosić liczne ze strony duchowieństwa protesty. Z dalszych stron nadchodziły również potępiające głosy. Tak Br. Trentowski wystąpił przeciw nim w Demonomanii, Wojciech Cybulski W Roku poznańskim, Lucyan Siemieński w poemacie Dwa Akty. Tylko rząd Ludwika Filipa ze względu na popularność poety postępował z nim oględnie. W końcu przecież i jego zniecierpliwiło ciągłe podnoszenie idei napoleońskiej i gdy w dniu 28 maja poeta w czasie wykładu podniósł okrzyk na cześć Napoleona, Villemain, ówczesny minister oświaty postanowił koniec propagandzie położyć i pod pozorem udzielenia urlopu, usunął Mickiewicza z katedry, naznaczając jednocześnie Cypryana Roberta jego następcą. Tym sposobem poeta nazawsze grunt do dalszej propagandy utracił. Przecież nietylko z rządem francuskim, nietylko z własnem społeczeństwem, ale i z mistrzem, który po chwilowym w Belgii pobycie, obecnie osiadł w Szwajcaryi, znalazł się on w rozterce. Towiański, choć wydalony z Francyi, nie uważał za przepadłą swej sprawy, dopóki w Mickiewiczu, zajmującym katedrę, miał posłuszne narzędzie. Teraz jednak po utracie stanowiska, widocznie zmalał w jego oczach. Zaczął bowiem coraz ostrzejsze napomnienia mu przesyłać, zarzucając brak woli w zrzuceniu z siebie dawnego człowieka i podniesienia tonu. Mickiewicz, chcąc stosunek zaostrzony wygładzić, postanowił osobiście rozmówić się z mistrzem i mimo ograniczonych środków materyalnych (obecnie pobierał tylko pół pensyi), wyjechał do Szwajcaryi. Ale odbyte konferencye wykazały jedynie głębokie, nie dające się usunąć pomiędzy nimi w pojmowaniu swej misyi różnice.
Od r. 1848 położenie poety z kaidym dniem kłopotliwszem się stawało. Rodzina jego składała się z trzech synów: Władysława, Aleksandra i Jana, oraz dwóch córek: Maryi i Heleny (najmłodszy Józef przybył na świat dopiero w 1850 r.) — wszystko to zaś potrzebowało chleba i nauki. Tymczasem prócz 3000 fr. poeta nie otrzymywał z innych źródeł dochodów. Drukowane wykłady nie rozchodziły się, sprzedaży utworów, wydawanych w Paryżu, szkodziły przedruki dokonywane poza obrębem Francyi; to zaś skłoniło go znowu do rzucenia się jeszcze raz na drogę dziennikarską. Jakoż z pomocą Ksawerego Branickiego założył La Tribune des peluples, pismo barwy demokratycznej, w którem obronę interesów wszystkich ludów za główny cel sobie postawił. Pierwszy numer Trybuny, ukazał się 14 marca 1849 r., ale już po powstaniu ludowem wybuchłem 13 czerwca w Paryżu i Lugdunie wydawnictwo to zawieszone zostało. Odtąd poeta, niepowodzeniami zrażony, zamknął się w swej rodzinie i w kole towiańczyków, uznających go za swego mistrza. Z osób, które go z kraju odwiedzały w tym czasie, wszystkie dają świadectwo, iż zarówno swym umysłowym nastrojem, jak i otoczeniem wywierał przygnębiające wrażenie. Wreszcie W d. 12 kwietnia 1852 r. minister oświaty, Fortoul, dał mu formalne uwolnienie jako profesorowi Collège de France i całego utrzymania pozbawił. Dopiero, gdy poeta w wystosowanej do niego odezwie przypomniał, z jakiego powodu rząd Ludwika-Filipa usunął go z zajmowanej katedry; wtedy zaledwie i to po półrocznem milczeniu przesłano mu nominacyę na skromną posadę bibliotekarza przy Arsenale, z pensyą 2000 fr. i mieszkaniem. W marcu 1855 r. utracił żonę i śmierć jej odczuł głęboko. Potrzebował czemś ból swój zagłuszyć i wojna wschodnia, której przebieg zajmował go oddawna, nasunęła mu myśl szukania nowych wrażeń na wschodzie. Po długich zabiegach udało się ks. Adamowi Czartoryskiemu wyrobić mu u rządu francuskiego specyalną misyę, polegającą pomiędzy innemi na zagodzeniu sporów wynikłych pomiędzy Michałem Czajkowskim (Sadykiem-Paszą), dowódcą kozaków otomańskich, a gener. Władysł. hr. Zamoyskim. Pozostawiwszy więc dzieci pod opieką. Zofii Szymanowskiej, późniejszej Lenartowiczowej, wyjechał we wrześniu do Marsylii, a stamtąd morzem do Konstantynopola w towarzystwie Henryka Służalskiego i Armanda Lewy. Tu, stanąwszy na Jeni-Szeri, puścił się do Burgas, pod którym znajdował się obóz kozacki, z zamiarem wybadania prawdy, co do sporu na miejscu. Wkrótce jednak przekonał się, że do zgody nie doprowadzi i dał po-