Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/249

Ta strona została przepisana.

kój wszystkiemu. Natomiast, zachwycony życiem obozowem, przez czas dłuższy przy Czajkowskim pozostał. Potrawy żołnierskie i niewygody zapewne już wtedy rozstroiły jego organizm. Ale na to nie zważał.
Nagle w d. 26 t. m. o godzinie 10 rano, zaniemógł. Okazały się symptomata cholery, tak gwałtowne, że pomimo starań sześciu lekarzy poeta o godzinie 9 w wieczór ducha wyzionął. Ostatniej duchownej posługi udzielił mu ks. Ławrynowicz. Przerażonym towarzyszom tym nagłym zgonem nie pozostało nic więcej, jak oddać ostatnią posługę zmarłemu w sposób, w którymby mogli wywiązać się godnie względem społeczeństwa i rodziny. Zabalsamowane przeto zwłoki postanowiono odesłać do Francyi. Miesiąc wszakże upłynął, nim zdołano pokonać nasuwające się trudności. Zaledwie 30 grudnia można było przewieźć ciało do portu Top-Hana, by je stąd na statku Eufrat do Francyi wyprawić. Nic też nie możnaby wymyśleć bardziej wzruszającego nad ten kondukt żałobny w dzień ponury i dżdżysty, przebierający się przez błotne ulice padyszaha stolicy, nad ten ubogi, ciągniony parą wołów karawan i ową prostę trumnę, co kryła zwłoki jednego z największych mocarzów słowa i wielkiego duchem człowieka. Naprzód postępowało duchowieństwo z ks. Ławrynowiczem na czele; za nimi muzykanci włoscy, ktkrzy sami oñarowali się z swą posługą, dalej oddział piechoty, a za trumną garstka Polaków, Francuzów, Ormian, Włochów, Niemców i Żydów, oraz przedstawicieli wszystkich narodowości słowiańskich półwyspu bałkańskiego. Po odbytej mszy żałobnej, w stojącym przy drodze, którą postępował orszak, kościele, złożono zwłoki na statku, a następnie po przywiezieniu do Paryża, na cmentarzu w Montmorency, gdzie niespełna rok temu zwłoki Celiny spoczęły.
Teraz dopiero umilkły wszystkie niechętne głosy, które od chwili objęcia przezeń katedry w Collège de France aż dotąd, nie przestawały się przeciw niemu podnosić.
Dla ogromnej jednak Większości ziomków, pozostających w kraju, był on mitem, poetą, którego twórczość znano jedynie w zakresie peterburskiego z r. 1829 wydania. Gdy się wieść o jego zgonie rozeszła, dopiero odczuto ogrom tej straty. Istotnie, był on zarówno w naszej, jak i wwszechświatowej literaturze niepospolitem zjawiskiem. Zasługą jego nietylko to, że poezyę rodzimą na nowe tory wprowadził, lecz że nie uległ niewolniczo prądom ożywiającym literatury zachodnie, ale samoistnie wysnuł poezyę narodową z tych pierwiastków i zasobów, które były złożone w duszy nietylko klas wykształconych, ale całego narodu. Gdy romantyzm zachodni występuje nieraz wrogo przeciw chrystyanizmowi, on odrazu uderza w strunę religijnego uczucia, wierząc po staremu, jak wierzy lud, którego ducha jest najwierniejszym tłómaczem. Wprowadzając do poezyi, pogardzane dotąd żywioły i podnosząc sprawę uwłaszczenia budował złoty pomost, który mógł klasy uprzywilejowane z klasą upośledzoną połączyć i znieść ten rażący przedział, jaki pomiędzy niemi wytworzyły stulecia. Wielki zresztą ożywiającą go ideą, którą ogarniał wulkanicznem uczuciem, podniósł nią i wyszlachetnił naród, jak żaden z dotychczasowych poetów. Jako mistrz, potężny twórczą, niewyczerpaną fantazyą, nie rozprasza się w malowaniu rozpłynnych, eterycznych widziadeł, ale nawet gdy do swych utworów wprowadza nadprzyrodzone zjawiska stwarza z nich rzeczywiste postaci. Tę niezrównaną plastykę z każdym nowym utworem w coraz wyższym stopniu osiąga, aż w Panu Tadeuszu doprowadza do najwyższej doskonałości i nazawsze dla wszystkich poetów naszych i pisarzów niedoścignionym staje się wzorem. A obok tego, jest on prosty, szczery, miłujący, daleki od sztucznego nastroju lub pozowania na wielkość. Takim okazuje się w stosunkach z obcymi, takim z rodziną i przyjaciołmi, z którymi w niedoli dzieli się ostatnim groszem i to najczęściej w chwili, gdy sam nie opływa w dostatki. Więc też postać tę, wzniosłą w swej prostocie, społeczeństwo otacza nietylko czcią geniuszowi należną, ale i miłością wielką i, dając dotykalny wyraz, wznosi mu posągi, które być mają czci synowskiej oznaką.

Roman Plenkiewicz.



separator poziomy