Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/319

Ta strona została przepisana.

Ten, który jest tak wybornym przedstawicielem pewnej chwili przełomowej w dziejach naszej myśli, był synem ubogiego, a rozgałęzionego rodu szlacheckiego. Rodzice jego Karol Zan i Katarzyna z Dylewskich, w ogólnej zawierusze przy końcu ubiegłego stulecia straciwszy swój mająteczek, czas jakiś tułali się po obczyźnie. W tym właśnie czasie, 21 grudnia 1796 roku, w prostej gospodzie, Miasocie, pod Mińskiem przybył im syn, któremu dano imię Tomasz.
Ułożyło się życie Zanom lepiej trochę z chwilą, gdy osiedli na ekonomii u pułkownika Trebickiego, w dzierżawionym przez niego majątku, Wiażynie. Stąd datują się pierwsze wrażenia dzieciństwa Tomalka, tu pobierał pierwsze nauki od dyaka cerkiewnego Oleszkiewicza. Utrwaliły się również w jego umyśle wspomnienia z pobytu w miasteczku Uzdzie, u babki Dylewskiej, gdzie słuchał nauk ks. proboszcza Kamińskiego w miejscowej szkółce parafialnej; służenie do mszy, trochę łaciny, śpiew kościelny — oto cały plon umysłowy, który wyniósł z Uzdy.
Oddano wreszcie Tomalka do szkół mińskich, gdzie odznaczał się wzorowem prowadzeniem i postępami w naukach: odznaczano go zawsze jako celującego i zapisywano do złotej księgi. Doszedlszy do szóstej klasy, zachorował na febrę i nie mógł przez czas dłuższy korzystać z wykładów.
Tymczasem stan majątkowy jego rodziców poprawił się o tyle, iż mogli wreszcie pomyśleć o własnym zagonie; gorącym ich chęciom stało się zadość: około 1810 r. p. Karol Zan ujrzał się właścicielem maleńkiego folwarczku Wiewióry, pod Mołodeczną.
W Mołodecznie osiadła wraz wnukami babka Dylewska; Tomasz, którego tylko silna wola ojcowska powstrzymała od zaciągnięcia się w szeregi wojsk napoleońskich w 1812 roku, w Mołodecznie ukończył nauki szkolne.
«Rok wojny» nie pozostał bez echa w wyobraźni 16-letniego chłopca; jak przyszłemu jego przyjacielowi scena przeciągania wojsk francuskich przez Nowogródek utkwiła w pamięci, tak on do śmierci nie zapomniał tej chwili, jak Eugeniusz Beauharnais w Mołodecznie spożywał skromną wieczerzę, przyrządzoną przez babunię Dylewską.
Już w szkołach uwydatnił się u Zana duch organizatorski, który ożywiał zawsze przyszłego tworcę Filaretów; utworzył on już w Mołodecznie korporacye koleżeńskie, zwane wojskami Marsa i Apollina, ku wspólnej zabawie. Tutaj również powstały pierwsze wierszyki Zana, po większej części okolicznościowe.
Wkrótce Zan znalazł sposobność rozwinięcia swej działalności na szerszym terenie. Ze strachem i błogosławieństwem wysłano go w roku 1815 do Wilna, w nadziei, że Tomasz, dzięki swym wrodzonym zdolnościom i pracowitości zda egzamin konkursowy i zostanie przyjęty do uniwersytetu na koszt rządowy.
Dzieje owego pamiętnego egzaminu zbyt są znane, ażeby je tu powtarzać; dość, że Zana ubiegł szczęśliwszy i bogatszy w poparcie ks. dziekana Mickiewicz. Ta chwila, zamiast rozdzielić, związała ich na całe życie nierozerwalnemi węzły przyjaźni.
Badź co bądź, projekt umieszczenia się na koszt rządowy upadł, trzeba więc było biegać po lekcyjkach, by i siebie utrzymać i młodszym braciom pomódz; — ciężkie zaczęły się kłopoty. Wyprowadził z nich biednego studenta zacny Kontrym, bibliotekarz uniwersytetu, znany w dziejach naszych, jako jeden z założycieli słynnych Szubrawców, powierzywszy mu kształcenie swego bratanka. Odtąd zjednywa sobie w Wilnie sławę zdolnego pedagoga, znajduje lekcyi coraz więcej w domach prywatnych i na pensyonatach.
Zajęcia zarobkowe nie przeszkadzają Zanowi oddawać się ulubionym studyom przyrodniczym i matematycznym; physica jednak nie pochłaniają go całkowicie i nie odrywają od metaphysica — owszem, stara się połączyć oba światy wspólnym łańcuchem. Stąd bierze początek teorya «promionków,» którą Zan chciał wytłómaczyć nietylko zjawiska fizyczne, ale i duchowe.
Jakkolwiek teoryi tej wiele można zarzucić ze strony ścisłości naukowej, przenosi ona bowiem żywcem zjawiska ze świata przyrody w świat psychy bez żadnej realnej podstawy, jakkolwiek nabożeństwo «promionkowe,» msza, pacierz i Wierzę wydają nam się obecnie dziecinną zabawką, zasługującą omal że nie na skarcenie, jednego nie można odmówić «promionkom,» co właściwie jest zasługą nietyle teoryi, ile jej twórcy: niesłychanej czystości moralnej i podniosłej at-