zapewnił mnie, że głęboki żal i spowiedź publiczna, oczyściła te duszę przed Bogiem miłosierdzia».
Takich prawdziwie dramatycznych obrazów i wstrząsających wspomnień, moglibyśmy tu bardzo wiele zaznaczyć — powtarzały się one niemal codziennie w tej kronice, w czasie burzy wojennej, w której Anioł śmierci coraz liczniejsze zabierał ofiary, sypiąc tysiące mogił.
W tej ciężkiej służbie, równie Klaudyna jak Emilia, dotrwały do końca, roztaczając swe opiekuńcze skrzydła. Znane były we wszystkich kołach spolecznych, błogosławiła im cała niemal Warszawa i szanowali w milczeniu nieprzyjaciele, uchylając czoła przed uosobieniem prawdziwie chrześciańskiej kobiety.
Po wzięciu Warszawy, ułatwiono im wyjazd za pośrednictwem i wpływem generała Witta. Opatrzone paszportem, wyjechały obiedwie w towarzystwie kilku znajomych, pomiędzy którymi był prosty żołnierz, Antoni Golec, świeżo obydwóch rąk pozbawiony, którego Emilia pod swoją zabrała opiekę i wśród własnej czeladzi umieściwszy, zapewniła kalece spokojny zakątek i w 40 lat później zamknęła mu oczy. Skoro wyjeżdżały z miasta, wojska rosyjskie wchodziły już do stolicy w tryumfalnym pochodzie. W tej chwili tyd jakiś, spostrzegłszy wyjeżdżającą gromadkę i domyślając się uchodzących, począł, wskazując na nie, krzyczeć, grożąc pięścią i obsypując obelgami. Wobec tego, widząc zagrożone kobiety, oficer rosyjski odpędził napastliwego żyda, szedł przy powózce i odprowadził bezpiecznie aż za rogatki.
Wyjechawszy z Warszawy, Klaudyna i Emilia, jako nierozłączne towarzyszki, czuwały dalej nad rannymi i za armią wyjechaly do Modlina, a z tamtąd do Torunia, gdzie dla kwarantanny dłuższy czas się zatrzymać musiały. Tutaj Klaudyna Potocka, najczulszem staraniem otaczała zapadającą na zdrowiu towarzyszkę, której siły, stargane nadmiarem trudu i wrażeń, zdawały się ciężką zapowiadać chorobę. Choroba ta i prawdziwa siostrzana opieka przyjaciółki, zacieśniły jeszcze bardziej węzły przyjaźni. Gdy pani Klandyna po upływie lat kilku umierała w Genewie, panna Emilia, zostająca podówczas pod ścisłym dozorem policyi pruskiej, z Księstwa wyjechać nie mogła. Wypróbowana jednak wśród tylu cierpień przyjaźń, nigdy zagasnąć nie miała, żyjąc w wspomnieniu i modlitwach Emilii. W 60 lat po śmierci Klaudyny, na piersi zmarłej Emilii Sczanieckiej, zwieszał się medalion przyjaciółki, którą jeszcze na parę dni przed śmiercią ze łzami wspominała.
Chcąc oświetlić i uzupełnić duchowy stosunek przyjaźni i nierozdzielnej niemal łączności tych dwóch istot wyjątkowych, zmuszony jestem, choćby tylko urywek zacytować z listu Klaudyny, którym ulatująca już ku niebu dusza, dodaje odwagi osłabionej i zwątpiałej Emilii.
«.... Drogie życie! Uzbrój się — nie o nas myśl — pamiętaj, im rzadsze są tobie podobne istoty, tem nałożone na nie obowiązki święciej wypełniane być mają. Każdy dzień życia twojego jest cząstką ogólnego łańcucha, dla dobra którego Bóg tak świętą iskrą ciebie obdarzył. Pamiętaj, że wolą uciekające życie wstrzymać w sobie możesz. Nie poddaj się rozpaczy jałowej, tę samą energię, która podziwienie nasze wzbudza, obróć przeciw sobie. Każ sobie żyć dla pociechy jednych, dla przykładu tych, którzy korzystać potrafią z danej im nauki, dla ludzkości, której więcej jeszcześ winna, jak to, coś dotąd dla niej zrobiła. Droga! przysięgi od ciebie nie wymagam. Nie opuszczaj rąk. Niema szcześcia mówisz? W każdym czynie jest nagroda i kara, a cnota by szczęścia nie znała? A tak piękne, tak pełne, tak czyste życie, zwiędło by dla braku żywiołów, na świecie, gdzie miliony dusz osierociałych serc skrwawionych woła pomocy».
Były to przedśmiertne rozporządzenia umierającej. Pani Klaudyna krzepiąc podówczas zbolałą przyjaciółkę z oddali, musiała już z własnem fizycznem i moralnem walczyć znękaniem. Toczyła ją choroba nieuleczalna.
Wróciwszy do kraju, Sczaniecka 30-letnia zaledwie kobieta, postarzała się, a odziana majestatem powagi, oblokła odtąd dożywotnią żałobę, legendową czarną sukienkę. Po powrocie czekały ja zaraz na wstępie ciężkie, bolesne zawody. Rząd pruski zasekwestrował cały majątek, i wytoczył jej proces o przestępstwo stanu. Skazano ją na kilkoletnie więzienie i na kolosalne kary pieniężne, które mogły zachwiać całe materyalne jej położenie w przyszłości. Wreszcie z rozkazu Króla Fryderyka Wilhelma III uwolniono ją od wszelkiej winy i kary.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/313
Ta strona została przepisana.